XXI Złota Mila Częstochowy
-
DST
10.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałem w tą sobotę pracować. Trułem się tą myślą od dawna. W Częstochowie XXI Złota Mila, zaliczana do Grand Prix naszego klubu a ja w pracy. Kicha. Jakaż była moja radość gdy zrobiło się wolne.
Nie grzyby, nie rower, nie inne formy relaksu tylko na bieg. Dzisiaj mila, jutro półmaraton w Katowicach. Fajne zestawienie. Ani jednego, ani drugiego jeszcze nie przerabiałem więc padną pierwsze życiówki.
Buty, nowe buty Asicsy GT-2140 do plecaka, koszulka klubowa i rowerkiem do biura zawodów na placu przed ratuszem. Życie naniosło korektę. O 12:00 zaliczam pierwszy bieg na 2 mile a godzinę później drugi, główny na jedną milę. Sporo braci klubowej w pomarańczowych koszulkach. Walczę i bawię się przednie.
Czy aby nie osłabi mnie to przed jutrzejszym, poważnym startem?
Z Tete
Meta
Łyk kawy pod medale
Bieg na Szczeliniec - zawody PUCHARU CZECH w biegach pod górę.
-
DST
31.00km
-
Teren
25.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Całą noc padało. Rano pada dalej. Nie ma miękiej gry. Biegnę 5km ze schroniska "Pasterka" na start do Machova.
Jest okazja na dobrą rozgrzewkę i poznanie kawałka trasy. Teraz to jest cały czas z górki. A z Machova to już cały czas przyjdzie napierać pod górę.
(relację uzupełnię)
Ze startowym i okolicznościowym kubkiem. Na kubku napis "BEH NA HEJSOVINU"
5 min do startu
Machov - dwie minuty przed startem
Poszli
Ogon znika za zakretem
Było super.
Zbiegłem ze Szczelińca, wsiadłem na rower i pognałem na zakończenie zawodów do Machova.
A po, zafundowałem sobie dwie godziny brykania po górach. teren i to jaki.
Gdy wróciłem ściorany naszych już nie było w Pasterce.
Jako ostatni żegnamy przytulną Pasterkę
Poczuć Góry Stołowe. Baza w Schronisku "PASTERKA"
-
DST
78.00km
-
Teren
30.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na tę okoliczność pozwoliłem sobie wydać jubileuszowy, piąty śpiewnik z serii strongmanów, „Strongman 2010 – Pasterka”
Nakład limitowany. Każdy z dziesięciu śpiewników zawierający 38 piosenek dostał kolejny numer od 001 do 010.
Idea corocznych, plenerowych spotkań saunowiczów z rodzinami i przyjaciółmi jak sądzę sprawdza się choć impreza wyraźnie zmienia charakter ze sportowopiwnej na piwnosportową. No cóż, widać duch sportu przegrywa z duchem biesiady towarzyskiej. Tym razem gospodarzem imprezy był Piotrek, nasz mistrz adventure`ów, włodarz schroniska Pasterka pod Strzelińcem Wielkim.
Najazd na Pasterkę dość liczny bo przeszło dwudziesto osobowy.
W planach wspólne, wieczorne biesiadowanie przy gitarach i piwku a za dnia wolna amerykanka. Pełen „niradharyzm”. Ja postawiłem na rowerowanie, bieganie i rolkowanie. To ostatnie nie wypaliło, chyba za sprawą psiej pogody w niedzielę i braku czasu.
Sobota od rana na siodełku. Pogoda super. Wyjeżdżamy razem z anwi jedyną asfaltową drogą z Pasterki na Szosę Stu Zakrętów pomiędzy Radkowem a Karłowem. Kierujemy się czerwonym rowerowym do Pstrążnej. Droga cały czas prowadzi lasem. Na razie cieszą nas ukryte w lasach bardzo liczne, pojedyncze formy skalne, jakże inne niż ostańce Jury Krakowsko Częstochowskiej.
Przed Karłowem, na otwartej przestrzeni wyłania się
„mój” Szczeliniec. „Mój” bo wczoraj od Piotrka dowiedziałem się o Biegu na Szczeliniec rozgrywanym w ramach Czeskiego Pucharu w biegach pod górę i zamarzyłem sobie zdobyć go właśnie startując w tych zawodach.
Wiem, że dzisiejsza, całodzienna jazda w górach i wieczorna impreza odbiorą mi sporo sił ale przepuścić taką okazję? Szczeliniec robiłem już dwa razy na trasie adventure`ów MChS a więc wiem czym to pachnie. Ale to dopiero jutro. Teraz śmigamy do Pstrążnej
Jedna z wielu agrafek
Celowo odpuszczamy pobliskie atrakcje Kudowy aby zasmakować czeskich Gór Stołowych.
Granicę przekraczamy w Uhelne Doly i
zatrzymujemy się na kanapki z boczkiem przy maleńkiej, sympatycznej chatce na szlaku.
Dalej przez Żdarky do Hronova.
Hronov - uwielbiam czeskie kapele
Police - rynek
Wystawka grzybów przed witryną apteki
Broumovskie Steny - tu zostawiamy rowery i dalej z buta podejście do Kamiennej Bramy
Kamienna Brama
Zalew w Radkowie
Tygodniowa, rowerowa wiązanka melodii ludowych
-
DST
43.00km
-
Teren
8.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wymiana bębnów i szczęk hamulcowych w Nubirze. Celowo opóźniam odbiór samochodu żeby nie kusił stojąc pod blokiem. I podjeżdżam rowerem to tu to tam. Pokrzywiona, aluminiowa, środkowa zębatka wymieniona.
Tygodniowa, rowerowa wiązanka melodii ludowych
-
DST
62.00km
-
Teren
12.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kieruję się zasadą "tydzień bez roweru to tydzień stracony".
Używam więc a nawet nadużywam rower do przemieszczania się. Bez żadnych wycieczek i treningów. Ot tak, mimo, że samochód kusi zwłaszcza gdy pada.
Przez Przełęcz Kocierską do "Doliny Niezależnych Krokodyli".
-
DST
148.00km
-
Teren
8.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
To jest ich królestwo. Tu nieustannie penetrują wszystkie ścieżki i szlaki. Z roku na rok zapuszczają się coraz śmielej i coraz dalej od swoich rewirów w poszukiwaniu zdobyczy. Potrafią wytropić nawet drobny łup by z dziką rozkoszą osaczyć go i ...sfocić. Są dobrze znane tutejszym mieszkańcom i bikestatsowiczom. Na szczęście natura obdarzyła ich dobrym sercem. Zawsze dzielą się zdobyczą z innymi i pomagają w jej zdobyciu.
Mowa oczywiście o niradharze i kajmanie.
Nadszedł wreszcie oczekiwany dzień w którym postanowiliśmy razem z anwi wtargnąć do ich królestwa i stanąć oko w oko z nimi. Od dawna śledziliśmy ich wypady. Powinniśmy więc dosyć łatwo na nich trafić.
Przygotowaliśmy nasze rumaki na daleką podróż i zabraliśmy własnoręcznie zrobioną przynętę.
Dla umilenia sobie długiej, bo przeszło stukilometrowej drogi do Królestwa Niezależnych Krokodyli zatrzymaliśmy się w kilku ciekawszych miejscach.
Był piękniejący Olkusz z uroczymi zakątkami (i rozkopanym rynkiem).
Były Płoki z Sanktuarium MB Płockiej (ło Boże jaka fatalna błotnisto gliniana szutrówka bez las, my w niedzielę w gości a tu brązowy borsuczek na plecach i spodniach).
Były ruiny zamku Lipowiec w Babicach (w sąsiedztwie skansen).
Był kościół p.w. Piotra i Pawła w Trzebini(z oryginalnymi rzeźbami apostołów w ołtarzu).
Nie chcąc drażnić krokodyli w porze głównego posiłku, szerokim łukiem omijamy ich leże
w Kobiernicach i kierujemy się nad Jezioro Żywieckie przez Przełęcz Kocierską. Nie działamy jednak z pełnego zaskoczenia. Uprzedzamy o naszym nalocie. Udaje nam się wywabić ich z Kobiernic i skierować naprzeciwko nam czyli na Kocierz.
Upajając się pięknymi, górskimi widokami na podjeździe na Kocież od strony Andrychowa, łatwiej znoszę trudy Przełęczy. Mijamy kilku pędzących z góry rowerzystów. Jest dobrze. Za chwilę i my tam będziemy. Na szczycie Przełęczy wieje chłodem więc nie zatrzymujemy się dłużej i od razu dajemy w dół na Jezioro. Zbliżając się do jeziora czujnie rozglądamy się i wypatrujemy. Są!
Olkusz - baszta przy dawnej mennicy
Babice - Zamek Lipowiec
Płoki - Sanktuarium MB
Na zjezdzie z Przełęczy Kocierskiej
Tresna - na przystani z przemiłymi, Niezależnymi Krokodylami (zdjęcie z autowysięgnika)
Kajman
autofotka
Przewóz rowerów koleją w XXI wieku
Tygodniowa, rowerowa wiązanka melodii ludowych
-
DST
54.00km
-
Teren
10.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
- od mechanika samochodowego
- sauna
- praca, praca, praca...
- na naradę
Rajd rowerowy "W osiem dni dookoła Zielonego Wierzchołka Śląska"-Dzień 7-Gmina Przystajń
-
DST
119.00km
-
Teren
10.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
To mój piąty etap rajdu. Nie byłem na dwóch. Żałuję bo idea, organizacja, atmosfera, zwiedzanie, informacje historyczne, towarzystwo, degustacje (jakie tam degustacje, obżarstwo), wszystko na piątkę.
Jak zwykle ostry dojazd na zbiórkę do Przystajni (34 km)
Jak zwykle w zwolnionym, turystycznym, spacerowym tempie rajd (39 km)
Jak zwykle w miarę ostry powrót po "degustacji" regionalnych potraw z kluskami żelaznymi w roli głównej.
Do Księgi rekordów Ginnessa
Asfaltowy rowerowy?
Na moście
I jeszcze jeden, i jeszcze dwa
Autofotka
Multi Sport Challenger - Pasterka 2010
-
DST
54.00km
-
Teren
44.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pływanie - 800 m
Bieg (drogami asfaltowymi, zamiast rolek) - 12 km
Bieg/treking (trudnymi szlakami górskimi) - 14 km
Rowery górskie - 54 km
Bieg/treking - 8 km (wbieg na Szczeliniec Wielki i zbieg do Pasterki)
ZS - Zadanie Specjalne - Most linowy między tarasami Szczelińca
Sauna Team
D – No wreszcie jesteś. Dni mijają a ty unikasz wywiadu.
Krzara – Cześć. Sorry. Czekałem na oficjalne wyniki i na zdjęcia aby nimi okrasić relację. Wreszcie są! Wspaniała pamiątka dziesięciu godzin napierania.
D – Jak się czułeś po tych dziesięciu godzinach walki?
Krzara – Niesamowita radość z ukończenia AR`a pomieszana z wściekłością. Przekraczając metę nie myślałem o potwornym zmęczeniu. Podświadomie myślałem o wyniku i o tym że mogło być lepiej. Popełniliśmy błąd w nawigacji na etapie rowerowym, który kosztował nas ponad godzinę dodatkowego napierania, sporo nerwów i w konsekwencji utratę kilku miejsc.
D – No właśnie. Zajmowaliście dobre, dwunaste miejsce po pływaniu i biegu na dwadzieścia kilka zespołów. To już wasz czwarty adventure w teamie razem z Tomkiem. Czy nawigacja to wasza słaba strona?
Krzara – Ogólnie dobra nawigacja to podstawa wyniku. Wybranie najkrótszej i najłatwiejszej drogi, wypatrzenie wszystkich zmian trasy, szlaku, łut szczęścia tam gdzie mapa nie pokrywa się z rzeczywistością. Tomek jest dobrym nawigatorem, czuje teren, mapę i kompas. Nawigujemy razem i niestety razem podjęliśmy złą decyzję. Ten feralny nie tylko dla nas PK 10 (punkt kontrolny) położony był na skraju mapy. Skręciliśmy o 200 metrów za daleko i poniosło nas po za mapę. Potem nie mogliśmy określić się gdzie jesteśmy. Pozostawał więc powrót i nerwowe szukanie właściwej drogi.
D – Pisałeś, że w tym adventure`rze wystartujecie po raz pierwszy w pływaniu i na rolkach.
Krzara – Tak. Do tej pory nie podchodziliśmy do pływania i rolek. Na zawodach tego typu można zamienić pływanie i rolki na bieg lub rower. Jednak zamienniki są zdecydowanie gorzej punktowane, tak aby preferować podstawową dyscyplinę. Po za tym nie ma tyle satysfakcji z ukończenia zawodów z zamiennikami czy karami czasowymi.
W tym roku kupiliśmy rolki i zrobiliśmy kilka pierwszych treningów przed zawodami. To jednak za mało żeby spokojnie i bezpiecznie podejść do etapu rolkowego w górach. 19-to kilometrowy etap poprowadzony asfaltami po drogach w normalnym ruchu ulicznym przerażał nas. Zaznaczono na mapie cztery niebezpieczne miejsca typu: stromy zjazd z ostrym zakrętem, zwężenie drogi, przepusty wodne. Na szczęście padający deszcz i śliska nawierzchnia zmusiły organizatorów do skreślenia rolek i zamienienia ich na etap z buta. No i wyszedł prawie maraton górski.
D – A pływanie?
Krzara – Co do tego etapu to mieliśmy tylko jedną wątpliwość. Czy 800 m po zalewie Radkowskim na początek zawodów o 9:00 rano nie wyziębi nas i nie spowoduje skurczów podczas biegu czy na rowerze. Tomek miał na wszelki wypadek piersiówkę w plecaku.
Ku naszemu miłemu rozczarowaniu pływanie orzeźwiło i uspokoiło. Ale widok bandy golasów wskakujących rano w deszczu do wody niesamowity.
D – Domyślam się, że strefy zmian między etapami czyli jak wy to nazywacie „przepaki” też decydują o wyniku.
Krzara – Tego trzeba się w praktyce nauczyć. Na przepaku masz zdeponowane: sprzęt, ubiór, odżywki, napoje, ręczniki itd...do kolejnego etapu. Błyskawicznie sięgasz po przygotowane rzeczy, przebierasz się i napierasz dalej. Odżywki i napoje dozujesz siebie po drodze.
To wszystko trzeba przemyśleć i przyszykować wcześniej. W plecaku jest obowiązkowa apteczka i czołówka. Warto też mieć baton energetyczny, żelkę, izotonik w camelbagu. Organizator dowozi do przepaków i odwozi do bazy zawodów zdeponowane przez teamy rzeczy. Czasami druga, sucha para butów czy skarpetek przywraca chęć do napierania.
D – A co z twoja obtartą nogą od butów podczas treningów na rolkach?
Krzara – Był problem. Byłem pewien, że rana otworzy się podczas jazdy na rolkach i będzie dokuczać. Na szczęście ranę zabezpieczyłem plastrem wodoodpornym a rolki wypadły z zawodów.
D – O etap rowerowy byłeś spokojny?
Krzara – Ja byłem dobrze przygotowany i wyjeżdżony. Bałem się o Tomka bo on bardzo mało jeździ. Serce i wszystkie siły wkłada w to aby mi dorównać a tu po rowerze trzeba napierać dalej. Miało być około 40km. Zabłądziliśmy i wyszło 54.
D – Coś o trasie biegowej i rowerowej?
Krzara – Mieliśmy zamiar wnieść oficjalny protest do organizatorów. Trasa ogólnie nieprzygotowana. W terenie powalone drzewa, błoto, pełno kamieniu, śliskich głazów i korzeni. Wybrali najgorsze szlaki. Na dodatek zimno i mokro. Jednak z sympatii do organizatora Piotrka Hercoga wybaczyliśmy mu to.
D – Będzie kolejne podejście?
Krzara – Piotrek zaprasza do Pasterki za rok na kolejną, trzecią edycję Multi Sport Challenge. Chciałbym powalczyć, tylko czy Tomek będzie chciał ze mną wystartować? Czy nie zamieni mnie na młodszy model? Byłem najstarszym zawodnikiem.
D – Kiedy kończysz sezon startowy?
Krzara – Oj, jest jeszcze kilka zaplanowanych startów. Przede wszystkim marzy mi się pierwszy w życiu półmaraton. Przymierzam się do Półmaratonu Katowice 3 października. Kupiłem nawet niezłe buty Asics`y GT-2140. Nienawidzę biegania ale bez tego nie da się żyć. Półmaraton to już inna bajka.
D – No to do następnego spotkania po zawodach.
Krzara – Siema.
9:15 Start - pada
Pływanie - nie taki diabeł straszny
Honorowo do ostatniego metra
Bieg - dziurkowanie karty startowej na Punkcie Kontrolnym
Rower MTB - bez mapnika ani rusz.
Znowu bieg -Tomku następnym razem zabieramy hol
Most linowy na Strzelińcu Wielkim
Lanckorona, Kalwaria Zebrzydowska - totalny niedosyt
-
DST
164.00km
-
Teren
20.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Uwielbiam krakowskie precle. Pięć różniastych, zakupionych po złociszu na dworcu kolejowym w Krakowie ląduje w plecaku. Będziemy je podjadać w trójkę na całej trasie. Jest z nami nieoceniony Yacek. Przeczytał nasze zaproszeniem na forum rowerowym.
Rozpoczynamy szlakiem bursztynowym. Piękna nazwa szlaku, ale i szlak przynajmniej w tej części, którą zrobiliśmy: Kraków - Lanckorona, godny polecenia. Zaczyna się spod Wawelu, prowadzi przez Most Grunwaldzki i dalej bulwarami nadwiślanymi w kierunku Tyńca.
Jest późno bo startujemy o 9-tej spod Wawelu a tu tyle atrakcji w planach. No cóż, do grodu Kraka daleko i trudno pogodzić marzenia z realiami. A ponieważ pazerność bikera nie zna granic więc przyjdzie mu z bólem serca ciąć piękne plany. Dzisiejszym, naszym przeciwnikiem ma być upał.
Płyniemy asfaltowymi bulwarami w kierunku Tyńca. Dołem w przeciwnym kierunku płynie leniwie Wisła. Po drugiej stronie, na wzgórzu biały Klasztor OO. Kamedułów . Mijamy kilku rolkarzy dla których bulwary są świetnym miejscem do jazdy. Rower toleruje różne podłoża, rolka tylko gładki asfalt. Ostatnio dużo jeżdżę na rolkach więc wyczulony jestem na ten temat. Trochę zazdroszczę miejscowym.
Zatrzymuje nas górski tor kajakowy, zrobiony w sztucznym korycie, równoległym do Wisły.
Bramki, kaskady, rwący nurt. Trenują jedynki i dwójki. Nie czas na podziwianie, fotka i…. na rower. Docieramy do Opactwa OO. Benedyktynów w Tyńcu.
Krakowski precel
Oj jak tu ładnie! Jakaż piękna panorama Wisły! Na dziedzińcu precelek, kilka fotek, zdrowaśka w kościele i… w drogę.
Bursztynowy prowadzi przez Skawinę do Lanckorony.
W miarę udana regulacja upiornych dzisiaj przerzutek Anwi i zaliczanie kolejnych górek. Dobrze że asfaltem. Koszulki pocą się.
Na rynku w Lanckoronie wrze. Niedziela, festyn, folklor miesza się z nowoczesną tandetą.
Plan Lanckorony
Anwi zostaje ogarnąć to wszystko swoim artystycznym wzrokiem. Ja z Jackiem wjeżdżamy kamienistymi podjazdami pod ruiny zamku wybudowanego za czasów Kazimierza Wielkiego. Później miejsce związane z Konfederatami Barskimi.
Krótkie zwiedzanie i powrót na rynek. Tu lody i… zjazd do Kalwarii Zebrzydowskiej..
W Bugaju trafiamy na początek Drogi Kalwaryjskiej. Stacje drogi Pana Jezusa (zaznaczone na czerwono) i Stacje Drogi Matki Boskiej (zaznaczone na niebiesko) to duże murowane kaplice z charakterystycznymi ambonkami na zewnątrz. Wokół piękna, pagórkowata, leśno-parkowa sceneria. Cóż z tego, samo miejsce niezbyt przyjazne rowerzystom. Szerokie, pątnicze drogi wysypane ostrymi kamieniami niemiłosiernie utrudniają jazdę i uniemożliwiają podziwianie z roweru sakralnych budowli i ich otoczenia. A miało być tak nastrojowo. Wkurzeni odpuszczamy większość drogi Kalwaryjskiej i dojeżdżamy do Sanktuarium.
Kalwaria Zebrzydowska - Sanktuarium
Skreślamy z planu Wadowice kierując się w drogę powrotną w kierunku Zawiercia.
GPS Jacka wyręcza nas w nawigacji
Przydrożna ulga.
Przed nami 80 km nieznanych dróg. Liczę jeszcze na okraszenie trasy Klasztorem w Alwernii ale i to miejsce z pięknie wystającymi ponad drzewami wieżami klasztoru mijamy bokiem. Nie-do-syt. Po drodze mijamy olbrzymi, ciekawy, otoczony lasami kompleks elektrociepłowni Siersza. I tu warto byłoby zatrzymać się. Nie-ste-ty. Nie-tym-ra-zem. Mijamy go obok i o zmroku kręcimy na pociąg w Łazach.
Wyszło na to, że dzisiaj był to ambitny rekonesans. Anwi nazwie to porażką, To nie tak. Świetna, chociaż trudna przygoda rowerowa. Poszerzenie rowerowej mapy. Wszystkie drogi robione po raz pierwszy.
Jadąc pociągiem korzystaliśmy z coraz bardziej przyjaznej rowerzystom ale niestety wciąż zacofanej PKP. Przewóz roweru liniami regionalnymi 1zł. Bilet weekendowy na dowolną trasę 30zł. Bywa i wagon z wieszakami na rowery.
Trzeba to wszystko wczytać, poukładać, skalkulować, i ponownie kopnąć się w te atrakcyjne, dzisiaj po macoszemu potraktowane miejsca. Bo-war-to.
Wpis Anwi
Wpis Jacka