krzara prowadzi tutaj blog rowerowy

krzara

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2011

Dystans całkowity:265.00 km (w terenie 150.00 km; 56.60%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:44.17 km
Więcej statystyk

Rowerowy szlak Hotelu "Kmicic"

Niedziela, 25 września 2011 | dodano: 08.10.2011

Do Złotego Potoku wjeżdżamy Aleją Klonową. Prowadzę rower żeby dłużej nacieszyć się jej urokiem. Wprawdzie nie jest jeszcze ozdobiona wszystkimi jesiennymi kolorami ale magię to ona ma w sobie zawsze.


Całkiem fajnie wytyczony szlak. Długi na 23 km. Oznaczony czarnym kolorem. Rozpoczyna się spod Hotelu "Kmicic" w Złotym Potoku i prowadzi obok stawu Amerykan, przez rynek Złotego Potoku, tyły ogrodu Pałacu Raczyńskich na aleję akacjowo-brzozową w kierunku wschodnim na Bystrzanowice Dwór.
Pierwszy raz widzę aleję wysadzaną innymi drzewami po każdej stronie. Po prawej sędziwe akacje po lewej brzozy. Aleja wprowadza w las. Dla ciekawości podaję, że w tej samej osi, po drugiej stronie ogrodu spod głównej bramy rozciąga się jej słynna siostra - Aleja Klonowa. Znać właściciele lubowali się w tworzeniu długich, charakterystycznych alei drzew. Trzeba tu zajrzeć w porze kwitnięcia akacji. Na pewno widok i zapach powalają.
Mijamy Leśniczówkę.


Na końcu wspomnianego lasu po stronie Bystrzanowice Dwór, na ścieżce prostopadłej do szlaku jest mogiła pięciu żołnierzy AK.



Przykro, że pisze się o tym i zaznacza na mapach a na mogile nie uświadczysz ani tabliczki ani napisu. Na szczęście jest ogrodzona i widać odwiedzana.
W Bystrzanowicach Dwór podziwiamy odnowiony dworek, który

w latach 1878-1945 był w posiadaniu rodziny Raczyńskich. Następnie zbaczamy dwa kilometry od szlaku w kierunku wsi Holendrów. Podając za Internetem wieś ta powstała gdy hrabia Raczyński osadził tu rodziny z Flandrii. Po dziś dzień miały się tu zachować ślady architektury flandryjskiej. Niestety nikt z mieszkańców Holendrowa (jest tu tylko kilka gospodarstw przy głównej drodze) nie potrafił nam powiedzieć skąd się wzięła nazwa wsi a wersję internetową wyśmiano jako bzdury. Te kilka rodzin pochodzących z Bystrzanowic pobudowało się tu po 1945r gdy władza ludowa rozparcelowała ziemie dworskie. Stawiali małe, drewniane domki a z czasem powiększali o komórki i stodoły. Bieda aż piszczy ale w tamtych czasach to coś swojego dawało poczucie stabilizacji i wielkiego szczęścia.
Troszkę zawiedzeni ale za to bogatsi w informacje miejscowych wracamy na szlak prowadzący w kierunku Gór Gorzkowskich. W Starym Gorzkowie anwi obowiązkowo penetruje i foci Wąwóz Międzygórze. Dla mnie okazja powalczyć z ambitnym terenem czyli wyboistą, wznoszącą się ścieżką wzdłuż wąwozu.



Wbijam się rowerem w wąwóz najdalej jak się da. Powrót do początku wąwozu i asfaltem do Ludwinowa. Wspominamy zaliczoną w tym roku Jaskinię Ludwinowską i namierzoną ale jeszcze nie zdobytą Jaskinię Kryształową. Z Ludwinowa czarny, rowerowy szlak prowadzi bukowym lasem do Złotego Potoku. Wyjeżdżamy w pobliżu źródełek Elżbiety i Zygmunta.
Dalszą część szlaku (Brama Twardowskiego, Grabowa Droga, Zbójnickie Skały) odpuszczamy bo robi się dosyć późno. Czas wracać.
Ze Złotego Potoku wyjeżdżamy ponownie Aleją Klonową.



O każdej porze dnia inna.
Szlak godny polecenia. Gdyby jeszcze odnowić zanikające oznakowanie.



Jak Ojciec Wirgiliusz uczył dzieciaki rowerowego rzemiosła.

Piątek, 23 września 2011 | dodano: 24.09.2011



Widok imponujący. Kilkadziesiąt różnokolorowych, górskich rowerów porozstawianych na tyłach Zajazdu Jurajskiego w Podlesicach, czekających rankiem na swoich małych jeźdźców. Między rowerkami uwija się Piotr, nauczyciel, który przywiózł swoich podopiecznych z Katowic (IV-VI klasa) na trzydniowy pobyt do krainy ostańców, jaskiń, bukowych i sosnowych lasów, różnorodnych szlaków turystycznych.
W planie pięciogodzinna wycieczka rowerowa. Nie dla mięczaków, nie dla maminsynków. Poprowadzę ją jurajskimi ścieżkami najeżonymi kamieniami, korzeniami, uschniętymi gałęziami, dziurami. Przez górki i lasy. Powalczymy z piachem i koleinami. Będą wyczerpujące podjazdy i zjazdy.
Piotr sprawdza każdy rower. Hamulce, przerzutki, stery. Sprawny sprzęt to podstawa, bezpieczeństwo i komfort jazdy. Wiem, że nie da się wszystkiego sprawdzić i wyregulować dla tak licznej grupy. Wysokość siodełka, naoliwienie łańcucha. W zasadzie każdy sam powinien o to zadbać ale to jeszcze dzieci i nie każdy rodzic ma świadomość, że rower dziecka też wymaga przeglądu. Życzliwie powitany przez Piotra włączam się w przygotowanie rowerów. Sprawdzam po kolei manometrem ciśnienie w oponach i dobijam przywiezioną stacjonarną pompką do wymaganego poziomu. Mało powietrza to bankowy kapeć od dobicia kołem o skaliste podłoże. Trzeba temu zapobiec. Dowiaduję się, że na wycieczkę szykuje się 22 uczniów w tym kilka dziewcząt. Zgodnie z planem, przed dziesiątą dzieciaki pojawiają się na parkingu przed garażami zajazdu i karnie stają przede mną w dwuszeregu.
O Boże! Gdyby nie kaski na głowach nic by nie wskazywało na to, że to one mają zaraz wsiąść na rowery. Poubierane w kurtki, bluzy, polary a tu słoneczko zaczyna mocniej przygrzewać. Na pierwszym podjeździe ugotują się. Przydługie, luźne spodnie z szerokimi nogawkami. Ani chybi wysmarują je o łańcuchy. Niezawiązane sznurówki od butów. Już widzę je wkręcone w przerzutki. Objuczone potężnymi plecakami. Padną pod ich ciężarem. Co one w nich maja? Kaski przekrzywione na bakier z luźnymi paskami. Pospadają. Kicha. Mój dotychczasowy optymizm oparty na zapewnieniach Piotra, że dzieciaki dobrze jeżdżą na rowerach legł w gruzach. Tak to można ale po podwórku wokół bloku a nie na Jurę w wymagający teren.
Jedynie wielkie zaangażowanie Piotra i zapał dzieciaków przywróciły mi wiarę, że jakoś to będzie. W więc do roboty.
Zaczynam od abecadła rowerzysty. Sprzęt, ubranie, technika jazdy, napoje. Widzę, że dzieciaki uważnie słuchają i wprowadzają poprawki. Pomagam wyregulować paski przy kaskach, spinam szerokie luźne nogawki, doradzam co zdjąć, co zostawić.
Nooo… teraz jest znacznie lepiej. Wsiadamy na rowery. Tylko pamiętajcie co mówiłem.
Na zjazdach tyłek gdzie?
Tak jest, na tył siodełka tak aby przenieść środek ciężkości do tyłu i uniknąć kiery.
A czym i jak hamujemy?
Świetnie, tylnym hamulcem, tylko lekko i paluszki cały czas na klamkach hamulców. Nie dajcie się ponieść rowerowi. Musicie nad nim panować.
A na podjazdach jak ustawić przerzutki?
Dobrze, na przedzie najmniejszy tryb, w tyle największy. Kręcimy młynkiem bo tak najłatwiej.
I nie patrzeć pod koło tylko pięć metrów przed siebie tak aby zdążyć naprowadzić rower na właściwy tor i ominąć przeszkodę.
Uuuf, dużo tego jak na pierwszy raz ale przed nami pięć godzin napierania w trudnym terenie. I nie chodzi o to by zamęczyć dzieciaki, przeciorać je po jurajskich ścieżkach ale o to by podzielić się z nimi własnymi doświadczeniami, doradzić, pokazać. By nie uczyły się na własnych błędach. Przekonać je by nie lekceważyły podstawowych reguł jazdy na górskim rowerze. By zawsze dbały o swoje bezpieczeństwo. Kocham jazdę na rowerze i tą sportową, i tą turystyczną. Góral daje szerokie możliwości. Jedziesz w teren to wrzucasz mu opony z grubym klockiem. Wybierasz się na długą wycieczkę asfaltami, zakładasz wąskie, gładkie opony - slicki. A do kompletu koniecznie trzeba mieć semi slicki. Na tych powalczysz i w łatwym terenie, i na szosie. Dla Was kochane dzieciaki to melodia przyszłości. Bo to i trochę kasy potrzeba, i musicie zaliczyć więcej rowerowych wycieczek, nabrać przekonania, że rower to moje hobby.
Grupa sprawnie opuszcza zajazd. Jeszcze tylko



pamiątkowa fotka całej, zrowerowanej grupy na tle Góry Zborów i...
hajda na jurajskie szlaki. A będzie ich sporo, we wszystkich kolorach. Zaczynamy niebieskim pieszym. To dwukilometrowy podjazd pod zamek Morsko. Wszyscy wiedzą, że nie są to zawody, nie ma ścigania. Zatrzymujemy się co jakiś czas czekając na ostatniego. Na trudniejszych odcinkach zsiadamy z roweru i bierzemy je „z buta”. Razem z grupą , jako ostatni jedzie Michał – opiekun, nadworny fotograf, czuwający nad ogonem grupy oraz Filip - drugi opiekun, który wcielił się w rolę serwisanta a zarazem obstawia środek rozciągniętego peletonu.
Słowo zamek uskrzydla dzieciaki, które wytrwale kręcą pod górę. Zgrzytają przerzutki, trzaskają łamane patyki pod kołami, leją się pierwsze poty. Udało się.
Widok każdego zamku robi wrażenie, zwłaszcza gdy jest zdobyty z takim wysiłkiem.


Czas na krótki odpoczynek i fotki. Pierwsze zadanie dzieciaki wykonały wspaniale.


Ruszamy w dalszą drogę.

Czas na kolejny, z pozoru łatwiejszy sprawdzian. Stromy, długi zjazd wyboistą, szutrowo-asfaltową drogą. Nabieram wiary w dzieciaki widząc, że panują nad rowerami, nie rozpędzają się i posłusznie tak jak przykazałem nie wyprzedzają mnie. Dobieram prędkość do ich możliwości.
Na dole zjazdu pierwszy pechowiec łapie kapcia i sprowadza rower.



Piękny skobel wbity i przewleczony przez oponę i dętkę. Majstersztyk. Cała grupa korzysta z przymusowego postoju w lesie podczas gdy Filip serwisant walczy z wymianą dętki. Piotr zadbał o to aby każde dziecko zabrało zapasową dętkę. Super.
Przed nami czarny pieszy przez las. Do dzisiaj nie uporano się z usuwaniem powalonych drzew po zimowych klęskach.



Są miejsca gdzie trzeba przenosić rowery. Dzieciaki pomagają sobie nawzajem a na szlaku ostrzegają przed pojawiającymi się przeszkodami. Gwarno, wesoło a tematy rozmów tylko rowerowe. Wiem, że w grupie jedzie kilka dziewcząt ale dokładnie nie wiem które to są bo sporo chłopaków również nosi długie włosy. W razie czego pytam chłopak czy dziewczyna. Dzieciaki coś przebąkują o sklepie. Kochani, napieramy. Najpierw upoimy się widokiem Skałek Rzędkowickich. Pokonamy trudne dla Was kamieniste, pofałdowane ścieżki zielonego, pieszego szlaku. Pamiętajcie, nic na siłę. Jeśli czujecie, że miejscami jest za trudno to schodzicie z roweru i atakujecie „z buta”.



Rzut oka na mapę, którą powinno się mieć na każdym wyjeździe. Łatwo zmylić szlak gdy nie możesz swobodnie rozglądać się na boki. Szlaki potrafią być kiepsko oznakowane. Tuż za mną, na czele grupy wysforowała się piątka najmocniejszych chłopaków. O, ci to rwą się do jazdy. Będą z nich ludzie znaczy rasowi bikerzy. Reszta wyraźnie odczuwa niecodzienną, poranną zaprawę. Od szóstej grali w paintbala. Współczuję im bo na pewno niewyspani i osłabieni. Na szczęście mój plan poprowadzenia trasy po ósemce daje możliwość podziału grupy na tych co zakończą po połowie wycieczkę i wrócą do zajazdu z Michałem i na twardzieli czyli tych co powalczą dalej. Zanim jednak zamkniemy połówkę kolejna przygoda. Po zjeździe na naniesionych przez wodę piachach wywraca się Bartek. Wyje z bólu i trzyma się za kolano. Za chwilę jego kumpel prawie w tym samym miejscu zalicza glebę i skręca się po uderzeniu kierownicą między nogi. Pierwszy przywiezie z wycieczki siniaka na kolanie, drugi zapamięta, że najlepiej omijać głęboki piach a jeśli już to odciążyć na piachu przednie koło i nie skręcać kierownicą.
Kończymy pierwszą pętelkę ósemki. Na krótkim postoju formujemy grupę twardzieli. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu na dalszą trasę decyduje się również pechowiec Bartek i drobniutka Agnieszka. Dziewiątka wspaniałych. Naszym celem są dwa kolejne zamki w Bobolicach i Mirowie. Do pomocy pozostaje mi Filip serwisant. Pozostali wracają z Michałem, nadwornym fotografem do Zajazdu Jurajskiego.
Teraz prowadzi nas szlak czerwony pieszy. Walczymy z piaszczystymi i kamienistymi ścieżkami. Od dłuższego czasu mamy suszę więc sypkie piachy mocno dają się we znaki. Na pocieszenie pozostaje to, że nie mokniemy i nie walczymy z błotem. Zbliżamy się do kolejnej niespodzianki koło Zdowa. Wyjeżdżając z lasu na szeroką, prosta dróżkę zatrzymuję naszą grupkę i namawiam na ostrą jazdę. Ile fabryka dała. Chłopakom w to graj. Czują ściganie. Jakież zdziwienie gdy po stu metrach wpadają znienacka na przelewający się przez drogę strumyk.



Fontanny wody i wybuchy śmiechu. Zawracamy by podziwiać to cudo natury i napełnić bidony. Spod skały stojącej obok dróżki wytryska pokaźne źródełko. Jego wody wylewają się na dróżkę, tworzą strumyk zasilający przepływającą w pobliżu rzeczkę Białkę. Ochłodzeni atakujemy dalej. Ale cóż, czas biegnie nieubłaganie. Sił ubywa. Nie pomaga nawet tabliczka gorzkiej czekolady i batony. Nawet perspektywa zdobycia zamków nie jest w stanie zmotywować umęczonych twardzieli. Do zamku w Bobolicach zostały tylko, a może aż dwa kilometry. Jednak obejrzenie zamku nawet z zewnątrz zajęłoby trochę czasu. Trzeba odpuścić. Musimy wrócić na 15:30. Wybieram wariant zejścia ze szlaku i przedzierania się lasem i łąką pod górę do widocznej asfaltowej drogi. To droga na Hucisko. Stamtąd już tylko 4 km asfaltu do zajazdu. Razem z nieocenionym Filipem pomagamy taszczyć plecaki najsłabszym i wprowadzić rowery na asfaltową drogę. Przed nami jeszcze tylko długi, męczący, asfaltowy podjazd, szybki zjazd i upragniony sklep w Hucisku. Uradowane bąble wcinają zakupione batony. Widać,że lepiej patrzą na świat i zadowolone zapomniawszy o zamkach kręcą do mety. Skrót pozwolił nam dodatkowo na zatrzymanie się przed wejściem do jaskini Głębokiej. Jest zamknięta więc skończyło się tylko na poznaniu otworu jaskini i podziwianiu okolicznych skałek. Dzwonię do Michała. Proszę aby cyknął nam fotkę jak wracamy z wyprawy.



Wesołe miny dzieciaków mówią same za siebie. Rozpiera ich radość i duma.


Twardziele (od lewej: Maciek, Bartek, Agnieszka, Piotrek, Paweł, Kuba, Mateusz, Michał i Stasiu)

Dzieciaki jesteście wspaniałe. Przeszłyście twardą lekcję jazdy w terenie. Pasuję Was na bikerów. Rower nie musi być pasją każdego. Rower daje wolność. Zwiedzasz, obcujesz z przyrodą, walczysz ze swoimi słabościami, poznajesz swoje możliwości, zawierasz przyjaźnie. Twój wybór.

krzara

Ojciec Wirgiliusz



Mirów - Podlesice - Mirów (wytyczanie trasy wycieczki)

Niedziela, 18 września 2011 | dodano: 24.09.2011

Przyjeżdżamy na parking w pobliżu zamku w Mirowie.

Przed wyruszeniem na szlak anwi częstuje specjalną herbatką z termosu.


Zamek w Bobolicach


Czarnym rowerowym do Zdowa. Za nami zamek w Bobolicach.



Podlesice - Gościniec Jurajski. Moja DEMA w wypożyczalni.

Niebieskim pieszym wzdłuż Skał Kroczyckich.


Jedna ze skał Jarzębnika.

Czerwonym pieszym w stronę Zdowa

Zagroda Czerwony Młyn.

Przy dróżce bije źródełko Spod Skały tworząc pokaźny strumyk przelewający się przez dróżkę.





[

Czy damy radę z dzieciakami to wszystko objechać?



Maraton Nordic Walking - pudło

Sobota, 17 września 2011 | dodano: 17.09.2011

Dzisiaj na tapecie Nordic Walking. Od razu z grubej rury na cały maraton.

wyniki














Rozpoczynam drugą pętlę.














cdn.



Szykuje się robota

Niedziela, 11 września 2011 | dodano: 13.09.2011

Zajazd Jurajski w Podlesicach oferuje swoim gościom różne atrakcje. Jedną z nich są wycieczki rowerowe po okolicy. Zaproponowano mi poprowadzenie trzygodzinnej przejażdżki dla szkolnej grupy ze Śląska, która przyjedzie ze swoimi rowerami. Na przejażdżkę w ostatnim, trzecim dniu pobytu mają się załapać najlepsi, najwytrwalsi rowerzyści. Mam ich przeciorać po terenie tak aby zamarzyli o asfalcie i o płaskim. Anwi towarzyszy mi w rekonesansie.


Zajazd Jurajski - miejsce startu i pobytu grupy.

Zaczniemy kilometrowym podjazdem na zamek.

Zamek Morsko (Bąkowiec)


Wypożyczalnia rowerów pod zamkiem (50zł/dzień)

Zjazd do dolnej stacji wyciągu narciarskiego i czarnym pieszym do Rzędkowic.


Zielonym pieszym wzdłuż Skał Rzędkowickich.


Tu zatrzymamy się - komin w Skałach Rzędkowickich.


Wciąż bardzo częsty widok w Jurajskich lasach.


Ścieżką wzdłuż południowego zbocza góry Zborów i dalej niebieskim pieszym na Skały Kroczyckie.


Konkurencja - Gościniec Jurajski

PS
Dzisiaj dowiedziałem się że wycieczkę przedłużono do 5 godzin. W takim razie można pomyśleć o zaliczeniu Bobolic i Mirowa z zamkami.



"Na grzyby".

Sobota, 10 września 2011 | dodano: 10.09.2011

Na kolację miała być duszonka z grzybów. Jednak te co trafiały się raczej nie nadawały się.


Grzybek 1 - też grzybek.


Grzybek 2 - wesoły.


Grzybek 3 - młode z mamą.


Grzybek 4 - suchotnik


Grzybek 5 - pocieszenia.

Wracamy z pustymi koszykami.

Wzdłuż wyrobiska


Rozłupane kamienie z leśnego wyrobiska.


A to wszystko działo się w pobliżu Olsztyna.