Lipiec, 2015
Dystans całkowity: | 596.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 149.00 km |
Więcej statystyk |
Mini Orbita 2015 - albo rybka, albo pipka
-
DST
311.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dlaczego? Odpowiedź wkrótce.
Plan na Mini Orbitę - wykręcić 400+ czyli pełne 4 kółka po 98 km i wyrwać ile się da z piątego.
Pamiątkowe zdjęcie przed startem
52 bikerów piątkami wypuszczanymi co minutę od najwyższych numerów startuje z Folwarku Kamyk.
Start w Kamyku - 10 piątka. Na najniższych, czerwonych numerach jadą ci co wykręcili już 500 na poprzednich orbitach. Ja czekam na spóźnialskich. Piątkę uzupełnia bez numeru nasz wierny sympatyk nemoo.
Z Damianem (Nr 43) - spóźnialskim wyjeżdżamy jako ostatni z Folwarku Kamyk na pierwsze kółeczko.
Nieoczekiwanie do pomocy zostaje mi Bartek (Nr 4) z ostatniej piątki, który miał jechać ze Skowronkami.
Teraz nasze zadanie to dogonić Skowronki, które wystartowały kilka minut przed nami. Wiemy, że to będzie trudne. Skowronki jadą na 500 więc ostro nadają od początku.
Z Bartkiem (Nr 4) gonimy Skowronki.
Damian niestety strzelił na 30 km. Nic dziwnego gdyż jechał na grubych oponach a rano pobiegł półmaraton.
---------------------------------------
Tegoroczna, siódma już edycja Częstochowskich Orbit Rowerowych pod wieloma względami była inna niż poprzednie. Trasą orbity było 98 kilometrowe okrążenie wokół Częstochowy do pokonania dowolną ilość razy. Aby wykręcić kultową Pięćsetkę w dobę (od 19:00 w sobotę do 19:00 w niedzielę) należało wyrzeźbić pięć okrążeń i zjechać do Częstochowy 10 kilometrowym promieniem. Tradycyjnie temat urodził się 1 maja na Częstochowskim Forum Rowerowym, Orbita dostała imię Mini z racji najmniejszego promienia (10-20 km) a 1 czerwca ruszyły zapisy.
Każdy pełnoletni biker mógł w niej wziąć udział. Jak co roku, będąc niepoprawnym optymistą podtrzymałem formułę udziału za free deklarując uczestnikom w ciemno: sponsorowane ubezpieczenie, 4 bufety, napoje, podstawową pomoc medyczną, startówki, poczęstunek na zakończenie i pamiątkowe certyfikaty uczestnictwa z wykręconymi kilometrami. Rodzina pomogła, przyjaciele nie odmówili wszelakiej pomocy a sponsorzy przychylnie odpowiedzieli na potrzeby orbitowiczów.
Lista uczestników w ciągu 3 dni przekroczyła zaporowe 50 osób. Nie wiem jak to się stało, że wkrótce i 76 został zapisany a co najważniejsze objęty pełnym sponsoringiem.
Cztery miesiące przemyśliwań, przygotowań, ciątania za różnymi sprawami, próbami zbilansowania kosztów, korespondencji z orbitowiczami, zaowocowało szczęśliwą orbitą.
W pewnym momencie należało również samemu określić swój udział w Mini Orbicie. Pięćsetkę miałem już z Peta Orbity więc nie musiałem niczego sobie udowadniać. Jednak chęć jak najdłuższego kręcenia była tak silna, że zadeklarowałem 400+ po cichu licząc na maksa. Każdy zgłaszający podaje deklarowany dystans, który chce przejechać i konkretnie, które kółka planuje kręcić. To jest podstawą jego zaprowiantowania i ubezpieczenia. Krótko mówiąc ja głupi myślałem, że wsiadając na siodełko o 19 w sobotę pozostawiam przygotowanego 24 godzinnego samograja.
Noga nieźle podaje, nowa bryka (Author Reflex – cross) na świetnych oponkach (Panaracer Tour) i dopasowanym, krótkim, ujemnym mostkiem pasują jak ulał. Cóż z tego. Na drugim okrążeniu dopada mnie spanie i kłopoty żołądkowe. Kilkunasto minutowa próba zaśnięcia na przystanku autobusowym w Konopiskach nie powiodła się. Dopiero w Kamyku na pit stopie prochy z apteczki i nalewka Darii częściowo pomagają. Problemy powracają w połowie trzeciego okrążenia. Na dodatek nie mogę zmusić się do picia czegokolwiek. Wiem, że totalne się odwadniam ale nie wiem czym się ratować. Przed wjazdem na pit stop w Folwarku czekam 10 minut na otwarcie marketu – 9:00. i za pożyczonego piątaka od p.b., wspaniałego kumpla, który przez przeszło pół okrążenia holował mnie do Kamyka kupuję za 4,99 litr mleka zimnego 3,2%. Wypijam duszkiem. Co za ulga! Puściło!
Na Folwarku moje kochane dziewczyny siostra Ania i anwi obstawiające non stop od 15 godzin biuro orbity widząc sfaulowanego i ponoć żółtego krzarę zabraniają mu dalszej jazdy. Tego nie było w planach. Ale i ja widzę potworne zmęczenie na ich twarzach. Oj coś chyba a nawet na pewno przegiąłem. Powinny mieć zmienników. Ani na chwilę nie zmrużyły oka. Cały czas coś się dzieje na pit stopie. Tu przewija się 67 osób. Depozyty, bufety, odhaczanie, apteczka...
Jedyne co potrafiłem wymyśleć na poczekaniu to propozycję nie do odrzucenia. OK nie pojadę, zostanę jeżeli Wy kończycie, pakujecie się i jedziecie do domu. Ja Was podmienię. Tak samo im zależało na mnie jak i mnie na nich więc można powiedzieć,że „dogadaliśmy się”.
Z siostrą Anią i Iwonką (
anwi) na Mini Orbicie 2015
Sam nie wiem, który tytuł wpisu byłby lepszy: „Rybka albo pipka” czy „Nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło”. Jeden i drugi wiele mówią.
Zrozumiałem, że nie powinno się dopuszczać do zmęczenia materiału. Powinienem to przewidzieć.
Dziewczyny wybaczcie, nie bijcie.
A ja dzięki wyautowaniu dziesięć godzin żyłem orbitą, czułem jej puls. Gdzież można było wyraźniej poczuć puls orbity jak nie na wielokrotnym pit stopie Folwark Kamyk, który był sercem orbity?
Fotorelacja na Częstochowskim Forum Rowerowym
Próbna Jazda Mini Orbity
-
DST
122.00km
Tradycyjnie tydzień przed orbitą proponuję wspólną, nocną jazdę częścią trasy orbity. Jest okazja ocenić stan przygotowań roweru, oświetlenia oraz zapoznać się z trasą i pit stopem na Folwarku.
Tym razem zaproponowałem całe 98 km kółeczko w czasowych realiach Mini Orbity czyli start o 18:00 spod Altany Żywiec.
Pod Altaną Żywiec
Po 10 km kręcąc po promieniu orbity meldujemy się w Kamyku gdzie pokazuję chłopakom nasz pit stop na Folwarku.
Punktualnie o 19:00 wyruszamy na kółeczko.
Malutki, jedenastoosobowy peletonik wczytuje 30/h i połyka kolejne dziesiątki kilometrów. Jednak do Altany po 120 km dociera o północy tylko pięcioosobowa grupka. Burza pomieszała szyki i przetrzebiła peletonik.
Kółko Mini Orbity
-
DST
120.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
A może by tak machnąć całe kółko 98 km bez zatrzymania? Na pewno będą tacy co tak zrobią, zwłaszcza szosowcy. Ocena przyda się do planowania otwarcia kolejnych bufetów.
Splot wydarzeń nie pozwala mi na wyruszenie w niedzielny poranek. Południe a ja jeszcze kwitnę w mieszkaniu. Jeszcze to, tamto i wreszcie wytaczam się z domu. Pogoda stabilna, rtęć dobija do trzydziestki więc tylko dętka, pompka, dwa bidony izotoniku, dwa batony, komóra i ruszamy. Po najważniejsze, zapomniane, wracam się spod bloku. To Garmin, który dopiero włączę po 10 km jak będę startował przy Folwarku Kamyk czyli tak jak za dwa tygodnie.
Wiatr bawi się ze mną w ciuciu babkę. Trudno powiedzieć o co mu chodzi czy chce mi pomóc, czy utrudnić. Ma być kółko w 4 godziny więc jeśli będzie "towarzyszem" podróży to poczuję go i na plecach, i na twarzy. Znikają ostatnie zabudowania miasta i lato dumnie kłuje w oczy złocistymi łanami zbóż. Na Krzysztofa i Anny (dni orbity) kombajny będą miały co robić. Aparat fotograficzny, który raczej zawsze zabieram na wyjazd, celowo został w szufladzie. Nóżki mają podawać non stop. Przejazdy otwarte, drogi w czasie siesty drożne, trafione zielone na przecięciu z gierkówką, błyskawicznie pokonana super rowerowa kładka nad szerokimi torami w Rudnikach, piękny wylot z Mstowa na Małusy Małe gładkim asfaltem pośród sadów jabłoni. To nic, że spowalnia kilkoma podjazdami. Kochany Olsztyn i machnięcie tankującym rowerzystom w leśnym. Biorę na klatę a dokładnie na uda słynny podjazd w Biskupicach starając się nie myśleć o jego kilkakrotnym pokonywaniu na orbicie. Bujanie raz pod górkę, raz z górki przez Choroń, na krechę z Poraja przez Osiny do gierkówki w Koloni Poczesna. Tu ruch regulują światła więc bezpiecznie ale jeśli czerwone to trochę stoisz. Mam czerwone i o to mi właśnie chodziło bo trzeba powalczyć z roztopionym batonikiem. Po drugiej stronie gierkówki czeka na mnie kilkunasto-kilometrowe, dla mnie za długie mulenie do skrętu na Konopiska. Jakoś nie polubiłem tego odcinka. Przykry widok na Zalew w Pająku, żaglówki, kajaki i kąpiących się. Patrzą jak na masochistę ale dzisiaj nie jestem jedynym bikerem na szosie, tyle że większość to platformiarze i damy z pieskami w koszyczkach na kierownicy.
Teraz lasami i płasko więc średnia na liczniku idzie pomału w górę po spadkach między Mstowem a Biskupicami.
Czy zmieszczę się w czwórce?
Myślami ogarniam pozostałe czterdzieści kilometrów i przeliczam. Wszystko zaczyna się walić gdy do mojego uda puka skurcz. Najpierw mówi dzień dobry, potem odzywa się co chwilę aż w końcu usztywnia nogę. Wypinam ją z klików a druga musi nadawać sama. Po kilometrze kręcenia jedną nogą poddaję się. Pod pretekstem zmiany bidonów schodzę z roweru. Auto masaż, walka z drugim rozklejonym batonem i próba powrotu do gry. Kręcę i szukam przyczyn skurczów. Może codzienne kawy, może impreza późno-sobotnia, może upał, może bidon 0,5 na 60 km to za mało... Błąd na błędzie stary bikerze! A Orbita tuż tuż. Korekta konieczna.
Równym kręceniem unikam kolejnych skurczów. Na liczniku wraca trzydziestka więc może wykonam zadanie. Z Kłobucka to już tylko rzut beretem do Kamyka. Tu bardzo brzydka krzyżówka przy kościele gdzie jesteśmy na podporządkowanej a po drugiej stronie, tylko 400 m do naszego Folwark. Jednak na tej krzyżówce trzeba się zatrzymać bo widoczność ograniczają zabudowania a ruch duży. Dojazd do Folwarku wzdłuż szpaleru stojących na poboczu samochodów. Przy ładnej pogodzie gospodarze mają tłumy gości. Może być ciasno z naszą siedemdziesiątką orbitowiczów.
Garmin mówi, że ogarnąłem kółko 98 km w 3:56.
Czyli... po trzech i pół godzinie, o 22:30 trzeba będzie uruchomić pierwszy bufet.
8 Skate Maraton Borów Dolnośląskich - Osiecznica 2015
-
DST
43.00km
-
Aktywność Wrotkarstwo
Pojechałem wykręcić życiówkę. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały, że powinienem to zrobić.
Znam trasę bo to mój trzeci start na Osiecznicy. Trasa łatwa. Technika troszkę poprawiona. No i sprzęt lepszy - rolki 100 K2.
Osiecznica 2015 - z Sylwią
Wszystko prysło gdy 20 min przed startem zaczęło padać. Mokry, śliski asfalt zmusił do wolniejszej jazdy. Wielu szlifowało asfalt. Na dodatek w połowie dystansu przesunęła mi się w poprzek buta słabo dokręcona podczas regulacji szyna z kółkami. Groziło nawet urwaniem szyny.
W takich warunkach ciężko o wynik. Zamiast jazdy na maksa drobniejszy krok i słabsze odbicia.
Przez mokrą nawierzchnię wszyscy wykręcili gorsze czasy o 5-10 minut.
Czyli Osiecznica do poprawki za rok.
czas: 2:04:17 (2012 - 2:03:02; 2013 - 2:01:33)
miejsce open: 121 na 133 (wielu nie ukończyło)
miejsce kat.60: 8 na 9