krzara prowadzi tutaj blog rowerowy

krzara

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2009

Dystans całkowity:369.00 km (w terenie 160.00 km; 43.36%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:73.80 km
Więcej statystyk

Ze zniczem w plecaku.

Sobota, 31 października 2009 | dodano: 31.10.2009

Południe. Słońce zachęca do jazdy rowerkiem. W plecaku coś do uprzątnięcia grobów i kilka zniczy. Po odwiedzeniu rodzinnych grobów na Zaciszu przejażdżka do Blachowni.



Wyprawa po dziką różę

Niedziela, 25 października 2009 | dodano: 25.10.2009

Za namową zapobiegliwej Anwi, po raz pierwszy przymierzyłem się do sakw.
Widocznie wyczuła. A nuż mu odbije i w przyszłym roku zapragnie wyskoczyć rowerkiem na tydzień do Skandynawii czy nie daj Boże, na trzy z Jurczykiem nad Bajkał. Nigdy w życiu nie jeździł z sakwami. Wyjedzie i d... blada.
A więc dla wyższych celów odżałowała i wcisnęła mi swój sprawdzony, nawet nie tak stary bagażnik i sakwy, proponując abym wypróbował toto na zbiorach dzikiej róży. Głupio było odmówić gotowca zwłaszcza że perspektywa obładowanego plecaka wydawała się opcją zbyt ambitną.
Faktycznie zabawki mają trochę śrubek, troczków i różnej regulacji dlatego taki ekspiriens uznałem za celowy.
Tak więc mała wycieczka przerodziła się w wyprawę rowerową z sakwami. Zacząłem myśleć. Jak sakwy to może termosik, może więcej kanapek, pomidorka, jabłuszko, koszulkę na zmianę, może coś cieplejszego a i więcej kluczy czy jakieś części zamienne. Jak tak to wystarczała choćby pompka ale w tym przypadku otwiera się tyle możliwości.
Godzinka z hakiem wystarczyła na przymocowanie bagażnika. Fakt że muszę jeszcze popracować nad wypoziomowaniem go i symetrycznym przykręceniem. Nie mniej uznałem że nawet w takim stanie powinien spełnić swoje funkcje. Gorzej było z sakwami. O ile system pasków z klamrami w miarę pasował to te z pół łysymi rzepami były niekompatybilne z moim góralem.
" title="Poprawki w drodze" width="600" height="449" />

Poprawki w drodze © anwi
a" title="Narazie z pustymi sakwami" width="458" height="600" />
Narazie z pustymi sakwami © anwi
a" title="W leśnym barze są kolarze" width="450" height="600" />
W leśnym barze są kolarze © anwi

Po kilku wymuszonych postojach i poprawkach, wykorzystując znalezioną przez Anwi żyłkę i stosując potrójne węzły, skuteczność mocowania wyraźnie poprawiała się. Pozostawało sprawdzić sakwy na maksymalne obciążenie. To jednak do końca było niewiadomą. A nuż ktoś ubiegł nas, oberwał upatrzone zeszłej niedzieli róże i nie będzie ładunku?
Nie będę opisywał gdzie rozpościera się nasze Różane Wzgórze bo to wyraźnie widać na załączonych zdjęciach i każdy biker kochający Jurę wielokrotnie przemykał tym szlakiem. Wiadomo też że najlepiej dojechać tam z Baru Leśnego. No i na tym wzgórzu jest tego tyle że można nie jednego zrobić balona.
Skupieni nad ogołacaniem różanych krzewów, unikaniem kolejnych ukłuć i zadrapań, nie mieliśmy czasu upajać się pięknem Jurajskiej panoramy. No może nie była aż tak piękna w tym ponurym dniu. Na dodatek właśnie dzisiaj przesunięto czas z letniego na zimowy i o godzinę wcześniej poczuliśmy nadchodzący wieczór.
" title="Obrabiamy Różane Wzgórze" width="449" height="600" />
Obrabiamy Różane Wzgórze © anwi
a" title="Au! Kłuje!" width="441" height="600" />
Au! Kłuje! © anwi
a" title="Zbiory" width="450" height="600" />
Zbiory © anwi

Jak to się mówi „róża do róży a uzbiera się wór duży”. Całe 7,30 kg. Na pierwszą próbę obciążeniową roweru z sakwami musiało wystarczyć.
I tak pod sześćdziesiątkę (nie)winnie zaczęła się moja rowerowa przygoda z sakwami.
Ciekawe jak dojrzeje.

cdn (za 6 miesiący)



Jesienna Aleja Klonowa

Niedziela, 18 października 2009 | dodano: 18.10.2009

Ciągle pada. Przekładam niedzielny wypad z godziny na godzinę. Dopiero jak zobaczyłem za oknem jakiegoś dziadka na rowerze zawstydzony wyprułem szybko z domu. Na pytanie ,,może zawrócimy?" stawiane kilkakrotnie po drodze przez Anwi nie było odpowiedzi. Pierwsze zdjęcia robimy pod estakadą na Kręciwilku, tak żeby aparat nie zamókł.

Byle do Leśnego. Kominek wysuszy ciuszki a żurek rozgrzeje. Na łąkach i na dachach resztki rozmokłego śniegu. Za parę dni ma wrócić Złota Polska Jresień. Trudno, nie można wymiękać jak chce się dokręcić do 5tys w roczku. Zostało mało czasu.
Dzisiejsze motto wypadu to ,,jesienna klonowa”.
Czy zachwyci nas mimo ponurego dnia swą jesienną urodą? W Leśnym puchy. Jako jedyni wstawiamy kochane maszyny w metalowe stojaki i myk pod kominek. Po półgodzinnym suszeniu i dogrzewaniu nie wiemy co dalej. Za to rower jak stara szkapa sam obiera kierunek na Góry Sokole. Aha czyli nawigujemy na Zrębice. Aha czyli jednak będzie Klonowa. Zmieniamy szlaki jak rękawiczki. Czerwony pieszy, czarny i niebieski. Tyż fajnie. Aż tu wyrasta przed nami zgrabniutka, pięknie wpisana w polnoleśny, jurajski krajobraz Kapliczka Św Idziego. No popatrz czy nie śliczna.

Za Zrębicami na polnej ścieżce pojedyncze, bezlistne krzaki dzikich róż. Rażą krwistą czerwienią owoców na tle śniegowych łatek. Tak myślę że wrócę za parę dni po nie i zamienię w wino.
Na rozwidleniu czarnego rowerowego z czerwonym pieszym (początek Piaseckiej Ścieżki) kolejny przystanek. To tylko jedna z wielu ciekawych skał ukrytych w lesie. Oj kilometrów to ja dzisiaj nie nabiję. No i z nosa kapie.


Szlakiem Orlich Gniazd jedziemy ku Klonowej. A ma się ukazać niebawem, na skraju lasu. To nią dojedziemy do zabudowań w Złotym Potoku. Przejaśnia się. Wjeżdżamy w sędziwą, majestatyczną, królującą miłościwie jesienią Aleję Klonową uściełaną liśćmi. Nawet brak słońca nie ujmuje nic z jej piękna. Tylko brać pędzel i malować żółcią, pomarańczem, brązem. A i zieleń jeszcze się przyda. Ogrodnikiem jest tu wiatr strącający i zamiatający liście

Dobrze że drzewa sadzono nie w czasach UE. Toć to każde inne. O grubym pniu, o cienkim. O rozłożystej koronie, o strzelistej. O dwóch konarach, o wielu. To by teraz nie przeszło.
Czuć wyjątkowość i magię tego miejsca. Przez kilometr upajasz się widokiem i kolorami. A jak smakuje po tym naleśnik z borówkami w janowskiej gospodzie. Oczywiście polewany śmietanką.
Zostawiamy grosiki i komplementy (polecam, polecam tą gospodę na rogu rynku) i w drogę kolejny raz moczyć ubranka. Zostało 35 km asfalcikiem do domku. Tam czekają nasi nieocenieni koledzy Rutinoccorbin, Scorbolamid i koleżanka Witaminka C.

PS.
Popatrz jeszcze na Nią z boku. Co nie że urzeka.



Multi Sport Challange

Sobota, 10 października 2009 | dodano: 11.10.2009

Zawody typu Adventure Racing rozegrane w Górach stołowych.

To było piękne ukoronowanie mojego jakże nieprzewidywalnego, tegorocznego sezonu startowego. Mieszanka biegów przełajowych i MTB w jednym. Po przejechaniu w tym roku na góralu przeszło 4tys km, po zaliczeniu ośmiu średniodystansowych biegów, staję po raz trzeci w życiu razem z Tomkiem (2007 w Podlesicach, 2008 w Zakopanem) na starcie zawodów z cyklu Adventure Racing.
Pokochałem ten rodzaj masochistycznego spędzania czasu bo umożliwia mi sprawdzenie się w bieganiu przełajowym, w jeździe na rowerze górskim i uczestnictwo w innych, niecodziennych dyscyplinach takich jak choćby jazda na rolkach, pływanie na kajaku, wspinaczka skałkowa, mosty linowe, penetracja jaskiń, biegi narciarskie etc. Do tego wymagana jest znajomości nawigacji i logistyki. Wszystkie mięśnie i głowa mają co robić przez wiele, wiele godzin.
Tu nie dają medali za uczestnictwo. Samo ukończenie zawodów jest satysfakcją i nagrodą dla każdego uczestnika, czujesz się twardzielem a okolicznościowa koszulka staje się ulubionym strojem.
Pierwsza edycja Multi-Sport Challange bo tak brzmi oficjalnie ten nowy cykl ARów rozegrana została w Górach Stołowych z udziałem najlepszych polskich adventurów. Rywalizują dwuosobowe zespoły (także mixy) non stop, zaliczając kolejno różne etapy, punkty kontrolne i zadania specjalne.
Oczywiście my z Tomkiem stanowimy tylko tło dla najlepszych ale już na starcie stawiamy sobie za cel nie tylko ukończenie zawodów w limicie czasu ale i pokonanie paru teamów.
Nasz zespół o wiele mówiącej nazwie „SAUNA TEAM” powstał 3 lata temu pod namową najlepszego w Polsce adventura Piotrka Hercoga, uczestnika i zwycięzcy wielu międzynarodowych zawodów. To on od roku jest gospodarzem schroniska PTTK w Pasterce koło Szczelińca Wielkiego i organizatorem dzisiejszych zawodów. 28 teamów ma do pokonania 8km biegu pod górę, następnie 45 km MTB, 10 km rolek, i znów 15km biegu/trakingu po górach. Dodatkowo na etapie rolkowym do wykonania ZS1(Zadanie Specjalne) polegające na przepłynięciu 250m w Zalewie Radkowskim
a na końcówce ostatniego etapu ZS2 czyli most linowy.
Przed północą odprawa wszystkich drużyn. Specjalnie wykonane na te zawody mapy mają być wręczone każdemu teamowi 5min przed startem. Mocuję mapnik i nr startowy (Nr1) do roweru, przygotowuję worki na przepak ze sprzętem, żywnością i płynami. Strzelamy sobie po usypiaczu i w kimono.
Rano autokar przewozi wszystkich zawodników z Pasterki na start z Rynku w Radkowie.
9:00 ruszamy. Przed nami 8km biegu do schroniska w Pasterce, położonego 400m wyżej. Biegniemy z plecakami bo każdy obowiązkowo musi mieć przy sobie czołówkę i apteczkę. W camel bagu 0,75 isostara i żelka. Zgodnie z regulaminem zawodnicy z tej samej drużyny nie mogą oddalać się od siebie na więcej niż kilkadziesiąt m. Idzie dobrze, jesteśmy w połowie stawki, nogi przyzwyczajają się do skał i korzeni. Wkurza padający cały czas deszczyk. W dobrym czasie osiągamy przepak usytuowany za schroniskiem. W pośpiechu zakładamy pampersy, zmieniamy buty, zapinamy kaski na główkach i wskakujemy na rumaki. Trochę ślisko ale mało kałuż i błota. Nie szarżujemy. Tomek nie trenował w tym roku na rowerze więc to będzie b. ciężki etap dla niego. Podczepiamy się do mijanej drużyny i wspólnie nawigujemy. Mapnik rowerowy cały czas w robocie.

Bez zatrzymania przekraczamy granicę czeską. Kiedyś było to nie do pomyślenia. Trzy PK leżą po stronie czeskiej. (zawody wygra jedna z dwóch drużyn czeskich).
Po 30 km rowerku czas na rolki. Niestety nie włączyliśmy ich jeszcze do naszego repertuaru więc musimy pokonać ten etap na rowerze z dodatkową, półgodzinną karą. Przyrzekamy urolkować się w przyszłym roku. Przepak w Radkowie, sięgamy po banany i uzupełniamy płyny. Dalej rowerek i pakujemy się w kolejną, także półgodzinną karę. Nie możemy przystąpić do pływania z braku pianek. Zamiennik dla drużyn to kara i obiegnięcie zalewu (ok 2km). Zaliczone. Wracamy na rower i dalej w drogę na PK9 i PK10. Podziwiam Tomka. Całe serce wkłada w to aby dotrzymać mi tempa. Trochę zdołowani karami docieramy po 58 km MTB na przepak za schroniskiem. W większości boksów rowerki już są czyli te drużyny są przed nami. Błyskawicznie zdejmujemy kaski, SPDy, pampersy. Zakładamy ciuchy do biegania, przekładamy mapę, dolewamy Isostara. Tomek wzmacnia się żelkami ja batonem. Wybiegamy z Pasterki na ostatni 15 km etap biegowo-trakingowy. Przed nami Błędne Skały i Szczeliniec Wielki. Na całych zawodach było 2800m przewyższenia w podbiegach i 2400m przewyższenia w zbiegach. Obawiam się tego etapu bo bieg nie jest moją mocną stroną. Czy dorównam Tomkowi? Jednak po kilometrze oceniam że nasze siły wyrównały się. I dobrze, nie będzie szarpaniny. Tomkowi zmachanemu po rowerku pasuje moje słabsze tempo. Oboje zrzędzimy. Mnie łapie kolka (podobno zmęczeniowa) jego łapią dolegliwości żołądkowe. To już ósma godzina napierania. Błądzimy koło Błędnych Skał. Chwila dekoncentracji i gubimy zielony. Kosztuje to nas 1,5km dodatkowego trakingu i sporo nerwów. Po drodze spotykamy 3 zespoły, które też mają problem z nawigacją. Wspólnymi siłami i przy pomocy kompasu obieramy dobry kierunek. Przed nami setki schodków Szczelińca.
Nieliczni, zdziwieni turyści ustępują nam drogę. Ciężko, ciasno, stromo, ślisko. Ścieżka po Szczelińcu ma z 4km. Ostatni raz byłem tu na wycieczce jako licealista, czterdzieści lat temu. Wokół cudeńka natury a ty masz to w d...., napierasz i przeklinasz każdy schodek nieważne w górę czy w dół. Ale jest i wypatrywany taras z mostem linowym. Nie ma czasu na zastanawianie się jak to ugryźć. Wskakuję w uprząż, kask i... za barierkę. Asekurują przemili fachowcy. Dzięki ich podpowiedziom czuję się pewniej nad spowitą mgłą przepaścią. Nasze zmagania obserwuje i fotografuje grupa dziewczyn. I jak tu nie wykazać się odwagą?

Zaliczone. Po wypięciu się na przeciwległym tarasie dostaję dwa łyki grzańca od miłej turystki. Miód w gębie a tu mgiełka i ściemnia się. Cholera czy zdążymy znaleźć PK12A, potem żółty szlak i przed zmrokiem zejść ze Szczelińca? Intuicja podpowiada drogę. Jest PK, jest i żółty. Tylko że zejście żółtym okazuje się zaje...trudne. Prawie pionowo, wiatrołom, korzeniska, głazy, błotniasto, no i do tego szarówa.
Wreszcie wypłaszcza się. Pozostają ostatnie 3km. Tu już idą w ruch czołówki. Dzięki lekkiemu pochyleniu robimy to biegiem. Mijamy zabudowania Pasterki i wypatrujemy świateł schroniska.
Są!!!
Gdy inni, wykąpani, w ciepełku, sączą pierwszego albo drugiego browca i opowiadają wrażenia z trasy my w euforii wbiegamy na metę. Za chwilę dołączymy do nich.

Czas napierania 9h 57min 13sek



Tomek na tropach.....Formy

Niedziela, 4 października 2009 | dodano: 04.10.2009

jest co pisać i napiszę
jest co pokazać i pokażę
Tomku możesz być spokojny. Jak na pierwsze kręcenie po rocznej przerwie to bomba." title="Przedarty szlak" width="600" height="450" />

Przedarty szlak © anwi
" title="Sauna team" width="448" height="600" />
Sauna team © anwi
[img]http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,75035,poraj.jpg"/>[/img]" title="Wielopasmówka" width="450" height="600" />
Wielopasmówka © anwi