Multi Sport Challange
-
DST
58.00km
-
Teren
40.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zawody typu Adventure Racing rozegrane w Górach stołowych.
To było piękne ukoronowanie mojego jakże nieprzewidywalnego, tegorocznego sezonu startowego. Mieszanka biegów przełajowych i MTB w jednym. Po przejechaniu w tym roku na góralu przeszło 4tys km, po zaliczeniu ośmiu średniodystansowych biegów, staję po raz trzeci w życiu razem z Tomkiem (2007 w Podlesicach, 2008 w Zakopanem) na starcie zawodów z cyklu Adventure Racing.
Pokochałem ten rodzaj masochistycznego spędzania czasu bo umożliwia mi sprawdzenie się w bieganiu przełajowym, w jeździe na rowerze górskim i uczestnictwo w innych, niecodziennych dyscyplinach takich jak choćby jazda na rolkach, pływanie na kajaku, wspinaczka skałkowa, mosty linowe, penetracja jaskiń, biegi narciarskie etc. Do tego wymagana jest znajomości nawigacji i logistyki. Wszystkie mięśnie i głowa mają co robić przez wiele, wiele godzin.
Tu nie dają medali za uczestnictwo. Samo ukończenie zawodów jest satysfakcją i nagrodą dla każdego uczestnika, czujesz się twardzielem a okolicznościowa koszulka staje się ulubionym strojem.
Pierwsza edycja Multi-Sport Challange bo tak brzmi oficjalnie ten nowy cykl ARów rozegrana została w Górach Stołowych z udziałem najlepszych polskich adventurów. Rywalizują dwuosobowe zespoły (także mixy) non stop, zaliczając kolejno różne etapy, punkty kontrolne i zadania specjalne.
Oczywiście my z Tomkiem stanowimy tylko tło dla najlepszych ale już na starcie stawiamy sobie za cel nie tylko ukończenie zawodów w limicie czasu ale i pokonanie paru teamów.
Nasz zespół o wiele mówiącej nazwie „SAUNA TEAM” powstał 3 lata temu pod namową najlepszego w Polsce adventura Piotrka Hercoga, uczestnika i zwycięzcy wielu międzynarodowych zawodów. To on od roku jest gospodarzem schroniska PTTK w Pasterce koło Szczelińca Wielkiego i organizatorem dzisiejszych zawodów. 28 teamów ma do pokonania 8km biegu pod górę, następnie 45 km MTB, 10 km rolek, i znów 15km biegu/trakingu po górach. Dodatkowo na etapie rolkowym do wykonania ZS1(Zadanie Specjalne) polegające na przepłynięciu 250m w Zalewie Radkowskim
a na końcówce ostatniego etapu ZS2 czyli most linowy.
Przed północą odprawa wszystkich drużyn. Specjalnie wykonane na te zawody mapy mają być wręczone każdemu teamowi 5min przed startem. Mocuję mapnik i nr startowy (Nr1) do roweru, przygotowuję worki na przepak ze sprzętem, żywnością i płynami. Strzelamy sobie po usypiaczu i w kimono.
Rano autokar przewozi wszystkich zawodników z Pasterki na start z Rynku w Radkowie.
9:00 ruszamy. Przed nami 8km biegu do schroniska w Pasterce, położonego 400m wyżej. Biegniemy z plecakami bo każdy obowiązkowo musi mieć przy sobie czołówkę i apteczkę. W camel bagu 0,75 isostara i żelka. Zgodnie z regulaminem zawodnicy z tej samej drużyny nie mogą oddalać się od siebie na więcej niż kilkadziesiąt m. Idzie dobrze, jesteśmy w połowie stawki, nogi przyzwyczajają się do skał i korzeni. Wkurza padający cały czas deszczyk. W dobrym czasie osiągamy przepak usytuowany za schroniskiem. W pośpiechu zakładamy pampersy, zmieniamy buty, zapinamy kaski na główkach i wskakujemy na rumaki. Trochę ślisko ale mało kałuż i błota. Nie szarżujemy. Tomek nie trenował w tym roku na rowerze więc to będzie b. ciężki etap dla niego. Podczepiamy się do mijanej drużyny i wspólnie nawigujemy. Mapnik rowerowy cały czas w robocie.
Bez zatrzymania przekraczamy granicę czeską. Kiedyś było to nie do pomyślenia. Trzy PK leżą po stronie czeskiej. (zawody wygra jedna z dwóch drużyn czeskich).
Po 30 km rowerku czas na rolki. Niestety nie włączyliśmy ich jeszcze do naszego repertuaru więc musimy pokonać ten etap na rowerze z dodatkową, półgodzinną karą. Przyrzekamy urolkować się w przyszłym roku. Przepak w Radkowie, sięgamy po banany i uzupełniamy płyny. Dalej rowerek i pakujemy się w kolejną, także półgodzinną karę. Nie możemy przystąpić do pływania z braku pianek. Zamiennik dla drużyn to kara i obiegnięcie zalewu (ok 2km). Zaliczone. Wracamy na rower i dalej w drogę na PK9 i PK10. Podziwiam Tomka. Całe serce wkłada w to aby dotrzymać mi tempa. Trochę zdołowani karami docieramy po 58 km MTB na przepak za schroniskiem. W większości boksów rowerki już są czyli te drużyny są przed nami. Błyskawicznie zdejmujemy kaski, SPDy, pampersy. Zakładamy ciuchy do biegania, przekładamy mapę, dolewamy Isostara. Tomek wzmacnia się żelkami ja batonem. Wybiegamy z Pasterki na ostatni 15 km etap biegowo-trakingowy. Przed nami Błędne Skały i Szczeliniec Wielki. Na całych zawodach było 2800m przewyższenia w podbiegach i 2400m przewyższenia w zbiegach. Obawiam się tego etapu bo bieg nie jest moją mocną stroną. Czy dorównam Tomkowi? Jednak po kilometrze oceniam że nasze siły wyrównały się. I dobrze, nie będzie szarpaniny. Tomkowi zmachanemu po rowerku pasuje moje słabsze tempo. Oboje zrzędzimy. Mnie łapie kolka (podobno zmęczeniowa) jego łapią dolegliwości żołądkowe. To już ósma godzina napierania. Błądzimy koło Błędnych Skał. Chwila dekoncentracji i gubimy zielony. Kosztuje to nas 1,5km dodatkowego trakingu i sporo nerwów. Po drodze spotykamy 3 zespoły, które też mają problem z nawigacją. Wspólnymi siłami i przy pomocy kompasu obieramy dobry kierunek. Przed nami setki schodków Szczelińca.
Nieliczni, zdziwieni turyści ustępują nam drogę. Ciężko, ciasno, stromo, ślisko. Ścieżka po Szczelińcu ma z 4km. Ostatni raz byłem tu na wycieczce jako licealista, czterdzieści lat temu. Wokół cudeńka natury a ty masz to w d...., napierasz i przeklinasz każdy schodek nieważne w górę czy w dół. Ale jest i wypatrywany taras z mostem linowym. Nie ma czasu na zastanawianie się jak to ugryźć. Wskakuję w uprząż, kask i... za barierkę. Asekurują przemili fachowcy. Dzięki ich podpowiedziom czuję się pewniej nad spowitą mgłą przepaścią. Nasze zmagania obserwuje i fotografuje grupa dziewczyn. I jak tu nie wykazać się odwagą?
Zaliczone. Po wypięciu się na przeciwległym tarasie dostaję dwa łyki grzańca od miłej turystki. Miód w gębie a tu mgiełka i ściemnia się. Cholera czy zdążymy znaleźć PK12A, potem żółty szlak i przed zmrokiem zejść ze Szczelińca? Intuicja podpowiada drogę. Jest PK, jest i żółty. Tylko że zejście żółtym okazuje się zaje...trudne. Prawie pionowo, wiatrołom, korzeniska, głazy, błotniasto, no i do tego szarówa.
Wreszcie wypłaszcza się. Pozostają ostatnie 3km. Tu już idą w ruch czołówki. Dzięki lekkiemu pochyleniu robimy to biegiem. Mijamy zabudowania Pasterki i wypatrujemy świateł schroniska.
Są!!!
Gdy inni, wykąpani, w ciepełku, sączą pierwszego albo drugiego browca i opowiadają wrażenia z trasy my w euforii wbiegamy na metę. Za chwilę dołączymy do nich.
Czas napierania 9h 57min 13sek