Jesienna Aleja Klonowa
-
DST
81.00km
-
Teren
45.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ciągle pada. Przekładam niedzielny wypad z godziny na godzinę. Dopiero jak zobaczyłem za oknem jakiegoś dziadka na rowerze zawstydzony wyprułem szybko z domu. Na pytanie ,,może zawrócimy?" stawiane kilkakrotnie po drodze przez Anwi nie było odpowiedzi. Pierwsze zdjęcia robimy pod estakadą na Kręciwilku, tak żeby aparat nie zamókł.
Byle do Leśnego. Kominek wysuszy ciuszki a żurek rozgrzeje. Na łąkach i na dachach resztki rozmokłego śniegu. Za parę dni ma wrócić Złota Polska Jresień. Trudno, nie można wymiękać jak chce się dokręcić do 5tys w roczku. Zostało mało czasu.
Dzisiejsze motto wypadu to ,,jesienna klonowa”.
Czy zachwyci nas mimo ponurego dnia swą jesienną urodą? W Leśnym puchy. Jako jedyni wstawiamy kochane maszyny w metalowe stojaki i myk pod kominek. Po półgodzinnym suszeniu i dogrzewaniu nie wiemy co dalej. Za to rower jak stara szkapa sam obiera kierunek na Góry Sokole. Aha czyli nawigujemy na Zrębice. Aha czyli jednak będzie Klonowa. Zmieniamy szlaki jak rękawiczki. Czerwony pieszy, czarny i niebieski. Tyż fajnie. Aż tu wyrasta przed nami zgrabniutka, pięknie wpisana w polnoleśny, jurajski krajobraz Kapliczka Św Idziego. No popatrz czy nie śliczna.
Za Zrębicami na polnej ścieżce pojedyncze, bezlistne krzaki dzikich róż. Rażą krwistą czerwienią owoców na tle śniegowych łatek. Tak myślę że wrócę za parę dni po nie i zamienię w wino.
Na rozwidleniu czarnego rowerowego z czerwonym pieszym (początek Piaseckiej Ścieżki) kolejny przystanek. To tylko jedna z wielu ciekawych skał ukrytych w lesie. Oj kilometrów to ja dzisiaj nie nabiję. No i z nosa kapie.
Szlakiem Orlich Gniazd jedziemy ku Klonowej. A ma się ukazać niebawem, na skraju lasu. To nią dojedziemy do zabudowań w Złotym Potoku. Przejaśnia się. Wjeżdżamy w sędziwą, majestatyczną, królującą miłościwie jesienią Aleję Klonową uściełaną liśćmi. Nawet brak słońca nie ujmuje nic z jej piękna. Tylko brać pędzel i malować żółcią, pomarańczem, brązem. A i zieleń jeszcze się przyda. Ogrodnikiem jest tu wiatr strącający i zamiatający liście
Dobrze że drzewa sadzono nie w czasach UE. Toć to każde inne. O grubym pniu, o cienkim. O rozłożystej koronie, o strzelistej. O dwóch konarach, o wielu. To by teraz nie przeszło.
Czuć wyjątkowość i magię tego miejsca. Przez kilometr upajasz się widokiem i kolorami. A jak smakuje po tym naleśnik z borówkami w janowskiej gospodzie. Oczywiście polewany śmietanką.
Zostawiamy grosiki i komplementy (polecam, polecam tą gospodę na rogu rynku) i w drogę kolejny raz moczyć ubranka. Zostało 35 km asfalcikiem do domku. Tam czekają nasi nieocenieni koledzy Rutinoccorbin, Scorbolamid i koleżanka Witaminka C.
PS.
Popatrz jeszcze na Nią z boku. Co nie że urzeka.
komentarze