krzara prowadzi tutaj blog rowerowy

krzara

Niedziela o zapachu magnolii

Niedziela, 25 kwietnia 2010 | dodano: 25.04.2010

Rozczarują się pewnie Ci wszyscy, którzy spodziewają się fotek pięknych magnolii na wpisie. Powiem więcej, sam jestem zaskoczony ich brakiem. Przecież to one były głównym celem naszego wyjazdu. Po prostu, nieopatrznie przegadałem pół godziny z cieciem sprzedającym bilety do parku w Pławniowicach, następnie pooglądałem pałac z żabiej perspektywy, pobawiłem się z napotkanym wilczurem, który nie chciał podać mi łapy i czas przeznaczony na magnolie się skończył. Tak zawyrokowała anwi. Zdążyłem jedynie szybko powciągać zniewalający zapach ich pięknego kwiecia i dalej w drogę. Była jeszcze jedna możliwość powrotu ale solo na sesję zdjęciową. Górę wzięły inne, przyziemne względy. Zamiast wrócić i fotografować magnolie obżeraliśmy się wielkimi , pysznymi, cieplutkimi, treściwymi gyrosami w pobliskim zajeździe greckim i popijaliśmy browcem. Pół kilo spaghetti z tuńczykiem wszamane rano przed wyjazdem spaliłem na 90 kilometrach ostrej jazdy i zaświeciła się rezerwa paliwa. Anwi też jechała na rezerwie.



Jeden z ładniejszych "bloków" w gminie - pałac XVIII w. w Tworogu


Liściasta apretura - zamek w Toszku (XV w.)


Oczami żaby - pałac Ballestremów w Pławniowicach (z boku)


Oczami żaby - pałac Ballestremów w Pławniowicach (z tyłu)

Po rewelacyjnym gyrosie, który pikantnym, czosnkowym sosem zabił całkowicie zapach magnolii wymyśliłem Brynek. Pałac równie piękny a w dodatku też szczycący się kilkoma a co najmniej dwoma magnoliami. Co by ta kwietniowa niedziela znowu zapachniała nam słodkimi magnoliami.
Jadąc na prawo i na lewo jak w dziecięcej grze planszowej „grzybobranie” zbieraliśmy prawki i muchomory w postaci różnych pałacyków. Niestety muchomorów było sporo. Zaniedbane, opuszczone, do remontu, do rozbiórki (patrz wpis anwi).
Mój GPS co jakiś czas fiksował i podpowiadał mi okrężne, terenowe drogi. Niby dla mnie to rybka ale anwi cały czas walczyła z obcierającym butem. Podziwiam, nie marudziła. Trochę obawiałem się że przedobrzę ale jakoś szybko o tym zapominałem. Symbole pałacyków i zamków na mapie kusiły i zapraszały do szukania i zwiedzania. A jest ich w tych okolicach sporo. Gdyby tak wszystkie odrestaurować jak Pławniowice byłoby co podziwiać.


Cisza nad Kanałem Gliwickim

Brynek, odwiedzany przez nas któryś raz z kolei wciąż przyciąga. Ponownie głęboko zaciągam się zniewalającym zapachem magnolii i ponownie podziwiam pałac z żabiej perspektywy. Pewnikiem hrabia Donnersmarck przewraca się w grobie widząc mizerne efekty ukwiecenia parku i ogrodu pałacowego. Człowiek zachwyca się każdym kwiatkiem, stokrotką a nawet mleczem. Tu akurat chciałby podziwiać efekty pracy ogrodnika hrabiego lub jego spadkobierców. Cienizna.


Trawnik bez kwiecia - pałac Donnersmarck'ów w Brynku

Do domu pozostało jeszcze kilkadziesiąt kmów. Trochę błądzenia po lasach, ściganie z dwoma młodymi szosowcami, dojadanie ostatnich kanapek, uzupełnianie płynów. Będą miłe wspomnienia


Jadą wozy kolorowe - na nasze utrapienie.



Drugi dzień pielgrzymki

Niedziela, 18 kwietnia 2010 | dodano: 18.04.2010

To się dopiero u mnie rodzi. Gdzie, kiedy budowane, kto fundatorem, czym urzekają, pod jakim wezwaniem… Na razie wiem, jeśli wiem, że na moich rowerowych szlakach stoją i są okrasą danej okolicy. Ale żeby coś więcej?
Przeglądając wpisy na blogach niradhary czy kajmana czuję się jakbym sięgał po przewodnik rowerowy gdzie ,,co i gdzie” jest pięknie opisane i zilustrowane. Czasami wydaje mi się że więcej zwiedzają (i to jak wnikliwie) niż jeżdżą. A jeżdżą całkiem sporo.
Nie żeby im dorównać, choć czemu nie, ale dla zwykłej normalności należy się jakaś wiedza o tych miejscach.
Żałobny weekend był okazją do poświęcenia sakralnym miejscom więcej niż zwykle rowerowych chwil. Przejeżdżając w wyciszonym nastroju przez miejsca, które nie maja żadnego symbolu chrześcijaństwa czułem jakiś niedosyt. I jak tu pogodzić to odczucie ze zrozumieniem, że nie o to chodzi aby każda wioska miała swój kościół. Chyba tylko tak, by oddać szacunek i podziw często anonimowym twórcom, którzy tworzą ku swojej i innym potrzebie skromną ale niepowtarzalną kapliczkę na rozstaju dróg, na skraju wsi, nad strumykiem, na wzgórzu.
Tam pyszny, murowany kościół, tam okazała katedra z wieżami, tam potężne sanktuarium, tam monumentalna, nowoczesna forma kościoła a tu… mały drewniany kościółek albo prześliczna kapliczka gdzie modlitwie towarzyszy szum otaczających drzew, szmer strumyka i śpiew ptaków.
Dzisiaj bez względu na rangę czy inne przymioty, wszystkie one mają u mnie na blogu swoje pięć minut.
Mam pewne wyrzuty sumienia w stosunku do tych, które pominąłem mimo że mijałem je wczoraj i dzisiaj na swojej trasie (na rynku w Żarkach, w centrum Małus Wielkich…). No cóż, nie emanowały ani duchowością ani pięknem. A może jak to bywa na rowerowym szlaku było za mało czasu na dokładniejsze zwiedzanie, refleksje i wydobywanie tego co urzeka.
Wdzięczny jestem Kajmanowi, że podsunął mi nazwę ,,pielgrzymka” mojej dwudniowej wycieczki.


Częstochowa-Raków kościół pw. Św.Józefa Rzemieślnika (tu brałem ślub)


Przybynów - kościół pw. Św. Mikołaja


Leśniów k/Żarek - Klasztor, Sanktuarium NMP Lesniowskiej


Pustelnia w Czatachowej - kościółek pw. Ducha Św.


Zrębice - Kościół pw. Św. Idziego (tu zatrzymałem się o 16 na mszę)


Małusy Wielkie - przydrożna kapliczka


Wancerzów - Klasztor Sanktuarium MB Mstowskiej Miłosierdzia


Przeprośna Górka pod Częstochowa - ostatni etap pielgrzymek.
Sanktuarium Ojca Pio

Jako rodowity Częstochowianin przywykłem do niezliczonych pielgrzymek ludzi z całej Polski i całego świata. Tu, pod szczyt Jasnej Góry. Piesze, biegowe, rowerowe, motocyklowe… Gdy je spotykam, macham na powitanie i witam uśmiechem. Sam nie uczestniczyłem dotąd w żadnej bo mam Ją Tu, na miejscu. Nie mogłem Jej pominąć na szlaku pielgrzymki. To Tu, u Jej stóp, już po zachodzie słońca kończyłem razem z Anwi kolejny, rowerowy dzień.
Podjechałem pod szczyt Klasztoru Jasnogórskiego tylko na dziękczynną zdrowaśkę. Miało być krótko i bez fotek. Ona, Królowa, upomniała się jednak na swój, oryginalny sposób by stanąć na blogu w równym szeregu z fotkami odwiedzanych miejsc sakralnych.
Nad Jasnogórską wieżą wisiał jasny rogal księżyca.


Półksiężyc -symbol maryjny

Postanowiłem to uwiecznić. Znalazłem miejsce, z którego widać było jak rogal łączy się z krzyżem. Cyknąłem dwa zdjęcia. Niestety, krzyż był prawie niewidoczny. Na dodatek nie miałem statywu niezbędnego przy maksymalnym zoomie i wyszły rozmyte. Ale walczyłem dalej. Położyłem się na trawie i zrobiłem statyw z kasku. Poprawiła się ostrość. Dalej nie było krzyża. Aż tu nagle... Krzyż zaświecił się i stał się tak samo jasny jak księżyc nad nim. Przypadek? Jej odpowiedź?

PS
Na pielgrzymce jak to na pielgrzymce, nie musi być cały czas w zadumie.
W Jaroszowie, małej jurajskiej wiosce pytamy o drogę i przyjmujemy zaproszenie na wspaniałe wypieki. Nie odmówiliśmy potrzebnej rowerzyście porcji kalorii.


Ciasto z rodzynkiem.



W smutku.

Sobota, 17 kwietnia 2010 | dodano: 17.04.2010


Stara kapliczka przy ul. Bialskiej (Alei Brzozowej) / Częstochowa


Sanktuarium Krwi Chrystusa (w budowie) / Częstochowa


Nowicjat Towarzystwa Salezjańskiego (Kopiec k/Cz-wy)


w Kamyku


w Kłobucku


w Truskolasach


w Zborowskich


w Pawełkach


w Konopiskach



Non stop deszcz

Niedziela, 11 kwietnia 2010 | dodano: 11.04.2010

Olsztyn - Ciecierzyn - Zrębice - Biskupice - Olsztyn - Srocko - dom



Trening na trasie 2 Biegu Częstochowskiego

Sobota, 10 kwietnia 2010 | dodano: 11.04.2010

10 rowerem i 10 z buta.



Lekkie poddenerwowanie.

Piątek, 9 kwietnia 2010 | dodano: 09.04.2010

Syn Paveu pojechał dzisiaj na Maraton MTB w Dolsku. To będzie jego chrzest bojowy na Giga w drużynie BikeBoardu. Solidnie trenował od dłuższego czasu. A tata się martwi.



Trąbka

Czwartek, 8 kwietnia 2010 | dodano: 08.04.2010

Skoro mam robić za pilota na Biegu Częstochowskim to coś mnie musi wyróżniać, czymś muszę sygnalizować nadbiegającą czołówkę, czymś muszę ostrzegać przypadkowych przechodniów i osoby, które znajdą się na drodze biegnących. Zakupiłem w rowerowym sklepie metalową trąbkę z gumową gruszką. Niby zabawka a jaka pożyteczna. Wypróbowałem ją dzisiaj prowadząc czołówkę zabieganych podczas treningu po trasie biegu. Robi sporo fajnego chałasu. Trudno na jej odgłos nie zareagować.
Założyłem też semislicki tak aby ułatwić sobie kręcenie i skupić się maksymalnie na obserwowaniu przedpola oraz napierających z tyłu biegaczy.
Wyszło całkiem nieżle.



Moje narzędzie pracy.



Godzinka roweru z synem

Wtorek, 6 kwietnia 2010 | dodano: 06.04.2010

Część pierwsza

Zaspałem. Uruchamiam trasę śpiocha. Dodatkowo postanawiam sprawdzić wypatrzony ostatnio skrót. Rewelacja.
Po pierwsze - omija dwa przejazdy kolejowe!
Po drugie - skraca dojazd do pracy o kilometr!
Po tej korekcie, moja trasa śpiocha ma tylko 3,5km
A więcej szczegółów to:
- cała, asfaltowa Promenada - 1.8km (mieszkam na początku Promenady)
- Lasek Aniołowski - 0,5km
- most kolejowy ze ścieżką dojazdową i zjazdową 0,3km
- boczna szutrowa uliczka - 0,4km
- asfaltowa ulica do pracy (ul. Morsztyna) - 0,5km

Część druga

Godzina coś około 18tej. Poświąteczny rosół zaliczony. Drugie czeka na patelni. Sfaulowany świętami i pracą wbijam się w fotel z gazetą. Oczy kleją się a tu dzwoni komóra. Syn przypomniał sobie o tacie i proponuje mały godzinny trening. Daje mi pięć minut na przygotowanie się. Faktycznie zaraz zjawia się pod blokiem. Po paweradzie w kieszenie i mkniemy nad Wartę i na górki Jaskrowa.
A to to chce mi pokazać, a to tamto. Ostrzega przed stromymi zjazdami, ostrymi zakrętami, przypomina o redukcji itp. Super lekcja. Ja to jeżdżę raczej tymi głównymi leśnymi czy górskimi. Z Pawłem nie można się nudzić. Zna prawie każdą ścieżkę bo trenuje z kumplami a oni jak nie powydziwiają to nie ma jazdy.
Trochę mi wyszło, trochę dałem plamy ale ta godzinka z synem to perełka w moim rowerowym ogródku.



Skowronki też nie bały się deszczu.

Poniedziałek, 5 kwietnia 2010 | dodano: 05.04.2010

Śmiertny Dąb leży 37km na południowy wschód od Częstochowy. Tam ma dotrzeć w lany poniedziałek rowerowa pisanka i nalewka z tarniny. Świąteczna wizyta u Danusi staje się pomału miłą przyjacielską tradycją. W ubiegłym roku zrobiliśmy jej trochę zamieszania bo wpakowaliśmy się z anwi w sam środek świątecznego, rodzinnego obiadu. W tym roku chcąc uniknąć podobnego błędu zapowiadamy się zdecydowanie później. Dlatego wybieramy trasę okrężną. Śmielej wybieramy teren. W Kusiętach podczepiamy się do mojego ulubionego, czerwonego, rowerowego prowadzącego Jurą Krakowsko-Częstochowską.


Tyle razy przejeżdżamy koło tej góry a nie wiem jak się nazywa.

Deszczyk i mżawka towarzyszą nam cały czas tak jak i skowronki, które świergolą nad polami nie bacząc na zimno i deszcz. Zawsze sądziłem, że śpiewają tylko w słoneczny, ciepły dzień. Widać swoje muszą odśpiewać.


Niestety nawet główna ścieżka jeszcze nieprzejezdna. Zawracamy.


Chowamy się na chwilę przed deszczem pod daszek wiejskiej studni. Stąd tylko 4km polami i lasami do Danusi.

Dzięki za wspaniałą gościnę. Razem z Grzesiem ogrzali nas, wysuszyli, nakarmili, napoili, pożartowali. O wiele przyjemniej było wracać w deszczu do domu.



Jaja nie tylko Wielkanocne

Sobota, 3 kwietnia 2010 | dodano: 04.04.2010

Tradycyjnie w Wielką Sobotę rano zabieram się do przygotowania pisanek barwionych skórkami cebuli. Do tego jest potrzebny rower a dokładnie dętka. Nakładam gumki pocięte z dętki rowerowej i tworzę różne wzory.


W tym roku zrobiłem sobie jaja z jajek i udekorowałem je w jeden wzór tak jakby były od jednej kury.
Efekt całkiem głupi ale w ten sposób zaoszczędziłem trochę czasu i już po piętnastej, po święconce mogłem wybrać się na rower.
Na dzień dobry byłem w plecy dziewięć kilosów bo tyle wykręciła anwi czekając na mnie.
Pora trochę późna jak na realizację pomysłu Anwi tj wypadu nad zalew w Ostrowach w poszukiwaniu łabędzi. Próbuję jednak za wszelką cenę ratować swoją skórę i wmawiam jej że jest szansa jeśli pojedziemy najkrótszą drogą. Przy odrobinie szczęścia może trafimy na jakiegoś zabłąkanego łabędzia. Po drodze próbuję nadrobić brakujące kmy do Anwi robiąc parę kilometrowych nawrotek. Udaje się.
Nad zalewem kicha. Pełno różnych butelek w wodzie, jakaś zdechła żaba, zero ptactwa. I takim dołującym akcentem miał już się zakończyć nasz pobyt nad zalewem gdy nagle... Z za chmur zaczęło wychodzić słońce i


Jajo pierwsze - daleko na wodzie spostrzegliśmy dwa białe punkty. Są!


Jajo drugie - Wielkanocne spojrzenie na zalew w Ostrowach

Szczęściu trzeba pomagać więc różnymi sposobami zaczynam przywoływać ptaszyska, włącznie z rzucaniem jak najdalej do wody kawałków konsumowanej kanapki. Widać wypatrzyły nas, mają świetny wzrok i są przywykłe do karmienia. Przypłynęły, zjadły całą moją kanapkę, popozowały Anwi do zdjęć i odpłynęły.



Jajo trzecie - czas ruszyć w dalszą, nieznaną drogę. I nie o kmy mi chodzi. Nawet nie mam licznika. Byle gonić kajmana. Na tym bicyclu będzie ciężko bo trochę za krótka sztyca.


Jajo czwarte - Wszystkim nie i za glądającym na mój blog życzę miłych, świątecznych, wiosennych klimatów w ich duszach i sercach.


Jajo piąte - no, wreszcie i ja poczułem ostre koło ale i na tej treningówce za krótka sztyca.


Jajo szóste - Akurat na moście w Ważnych Młynach (rzeka Warta) dzwoni Danusia ze Śmiertnego Dębu - wymieniamy się życzeniami z jajami i wpraszam się z pisanką i nalewką w lany poniedziałek.


Jajo siódme - A ja jaj!