krzara prowadzi tutaj blog rowerowy

krzara

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2010

Dystans całkowity:933.00 km (w terenie 174.00 km; 18.65%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:66.64 km
Więcej statystyk

Godzinka roweru z synem

Wtorek, 6 kwietnia 2010 | dodano: 06.04.2010

Część pierwsza

Zaspałem. Uruchamiam trasę śpiocha. Dodatkowo postanawiam sprawdzić wypatrzony ostatnio skrót. Rewelacja.
Po pierwsze - omija dwa przejazdy kolejowe!
Po drugie - skraca dojazd do pracy o kilometr!
Po tej korekcie, moja trasa śpiocha ma tylko 3,5km
A więcej szczegółów to:
- cała, asfaltowa Promenada - 1.8km (mieszkam na początku Promenady)
- Lasek Aniołowski - 0,5km
- most kolejowy ze ścieżką dojazdową i zjazdową 0,3km
- boczna szutrowa uliczka - 0,4km
- asfaltowa ulica do pracy (ul. Morsztyna) - 0,5km

Część druga

Godzina coś około 18tej. Poświąteczny rosół zaliczony. Drugie czeka na patelni. Sfaulowany świętami i pracą wbijam się w fotel z gazetą. Oczy kleją się a tu dzwoni komóra. Syn przypomniał sobie o tacie i proponuje mały godzinny trening. Daje mi pięć minut na przygotowanie się. Faktycznie zaraz zjawia się pod blokiem. Po paweradzie w kieszenie i mkniemy nad Wartę i na górki Jaskrowa.
A to to chce mi pokazać, a to tamto. Ostrzega przed stromymi zjazdami, ostrymi zakrętami, przypomina o redukcji itp. Super lekcja. Ja to jeżdżę raczej tymi głównymi leśnymi czy górskimi. Z Pawłem nie można się nudzić. Zna prawie każdą ścieżkę bo trenuje z kumplami a oni jak nie powydziwiają to nie ma jazdy.
Trochę mi wyszło, trochę dałem plamy ale ta godzinka z synem to perełka w moim rowerowym ogródku.



Skowronki też nie bały się deszczu.

Poniedziałek, 5 kwietnia 2010 | dodano: 05.04.2010

Śmiertny Dąb leży 37km na południowy wschód od Częstochowy. Tam ma dotrzeć w lany poniedziałek rowerowa pisanka i nalewka z tarniny. Świąteczna wizyta u Danusi staje się pomału miłą przyjacielską tradycją. W ubiegłym roku zrobiliśmy jej trochę zamieszania bo wpakowaliśmy się z anwi w sam środek świątecznego, rodzinnego obiadu. W tym roku chcąc uniknąć podobnego błędu zapowiadamy się zdecydowanie później. Dlatego wybieramy trasę okrężną. Śmielej wybieramy teren. W Kusiętach podczepiamy się do mojego ulubionego, czerwonego, rowerowego prowadzącego Jurą Krakowsko-Częstochowską.


Tyle razy przejeżdżamy koło tej góry a nie wiem jak się nazywa.

Deszczyk i mżawka towarzyszą nam cały czas tak jak i skowronki, które świergolą nad polami nie bacząc na zimno i deszcz. Zawsze sądziłem, że śpiewają tylko w słoneczny, ciepły dzień. Widać swoje muszą odśpiewać.


Niestety nawet główna ścieżka jeszcze nieprzejezdna. Zawracamy.


Chowamy się na chwilę przed deszczem pod daszek wiejskiej studni. Stąd tylko 4km polami i lasami do Danusi.

Dzięki za wspaniałą gościnę. Razem z Grzesiem ogrzali nas, wysuszyli, nakarmili, napoili, pożartowali. O wiele przyjemniej było wracać w deszczu do domu.



Jaja nie tylko Wielkanocne

Sobota, 3 kwietnia 2010 | dodano: 04.04.2010

Tradycyjnie w Wielką Sobotę rano zabieram się do przygotowania pisanek barwionych skórkami cebuli. Do tego jest potrzebny rower a dokładnie dętka. Nakładam gumki pocięte z dętki rowerowej i tworzę różne wzory.


W tym roku zrobiłem sobie jaja z jajek i udekorowałem je w jeden wzór tak jakby były od jednej kury.
Efekt całkiem głupi ale w ten sposób zaoszczędziłem trochę czasu i już po piętnastej, po święconce mogłem wybrać się na rower.
Na dzień dobry byłem w plecy dziewięć kilosów bo tyle wykręciła anwi czekając na mnie.
Pora trochę późna jak na realizację pomysłu Anwi tj wypadu nad zalew w Ostrowach w poszukiwaniu łabędzi. Próbuję jednak za wszelką cenę ratować swoją skórę i wmawiam jej że jest szansa jeśli pojedziemy najkrótszą drogą. Przy odrobinie szczęścia może trafimy na jakiegoś zabłąkanego łabędzia. Po drodze próbuję nadrobić brakujące kmy do Anwi robiąc parę kilometrowych nawrotek. Udaje się.
Nad zalewem kicha. Pełno różnych butelek w wodzie, jakaś zdechła żaba, zero ptactwa. I takim dołującym akcentem miał już się zakończyć nasz pobyt nad zalewem gdy nagle... Z za chmur zaczęło wychodzić słońce i


Jajo pierwsze - daleko na wodzie spostrzegliśmy dwa białe punkty. Są!


Jajo drugie - Wielkanocne spojrzenie na zalew w Ostrowach

Szczęściu trzeba pomagać więc różnymi sposobami zaczynam przywoływać ptaszyska, włącznie z rzucaniem jak najdalej do wody kawałków konsumowanej kanapki. Widać wypatrzyły nas, mają świetny wzrok i są przywykłe do karmienia. Przypłynęły, zjadły całą moją kanapkę, popozowały Anwi do zdjęć i odpłynęły.



Jajo trzecie - czas ruszyć w dalszą, nieznaną drogę. I nie o kmy mi chodzi. Nawet nie mam licznika. Byle gonić kajmana. Na tym bicyclu będzie ciężko bo trochę za krótka sztyca.


Jajo czwarte - Wszystkim nie i za glądającym na mój blog życzę miłych, świątecznych, wiosennych klimatów w ich duszach i sercach.


Jajo piąte - no, wreszcie i ja poczułem ostre koło ale i na tej treningówce za krótka sztyca.


Jajo szóste - Akurat na moście w Ważnych Młynach (rzeka Warta) dzwoni Danusia ze Śmiertnego Dębu - wymieniamy się życzeniami z jajami i wpraszam się z pisanką i nalewką w lany poniedziałek.


Jajo siódme - A ja jaj!



Trasa śpiocha

Czwartek, 1 kwietnia 2010 | dodano: 01.04.2010