Od Barbary do Marii - (cz.3 - Barbara)
-
DST
52.00km
-
Teren
12.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień Matki, górnicze retrospekcje i zawody Nordick Walking to dzisiejszy, bogaty dla mnie tryptyk.
Przede mną wyłania się hałda nieczynnej kopalni rudy żelaza "Barbara"
Na 16:00 zaplanowano start drugiej rundy Pucharu Jurajskiego w Nornic Walking. Nie ma zmiłuj, cały rozkład dnia trzeba podporządkować tej sprawie. Anwi stawia na turystyczno-krajoznawczy wypad, ja na sportowy. Czyżbyśmy tak mocno popadli w swoje nałogi iż żadne z nas nie może zrezygnować ze swojej działki? Zero tolerancji? Wymieniamy się sms`ami o treści „powodzenia na zawodach” i „ świetnych zdjęć przyrody”, po czym osobno planujemy i przemierzam swoje rowerowe ścieżki. Nie wiem jak Ona ale ja po powrocie wieczorem prawie z zazdrością podziwiam efekt jej fotograficznych łowów i jako niepoprawny optymista wmawiam sobie, że moja wyprawa też była fajna.
Planując dzisiejszy wypad kusiła opcja „LB” przed zawodami. Odpadła. Wygrała: dojechać rowerkiem na zawody. Marzyło mi się powalczyć o pudło w kategorii wiekowej. Oczywiście jak najmocniej punktować w Open by realizować cel ukończenia w dziesiątce Pucharu składającego się z siedmiu, comiesięcznych startów.
Postanowiłem też podlizać się troszkę śp. mamie i tacie. Mamie bo to Dzień Matki, Tacie, bo obiecywałem górnicze wycieczki.
Na dzień dobry była więc zdrowaśka na cmentarzu rodzinnym w Kawodrzy.
Cmentarz leży w pobliżu hałdy kopalnianej co pięknie połączyło maminy i taciny akcent dzisiejszej wycieczki.
Ten właściwy, górniczy akcent miał nastąpić wkrótce po kilku kilometrach przy innej, może najważniejszej hałdzie nieczynnej już kopalni rudy żelaza „Barbara” w Dźbowie.
Hałda kopalni Barbara
Tu tata Antoni zaczynał swoją przygodę z górnictwem. Był 1954 rok, rok otwarcia kopalni, pięć lat po ślubie z mamą Janiną. Ja Krzysztof miałem już i dopiero dwa lata.
Ileż wściekłości we mnie, że nie rejestrowałem tak jak dzisiaj ich codziennego życia , gdzie i jak pracowali.
Kopalnia Barbara usytuowana w Dźbowie, dzisiaj dzielnicy Częstochowy była największą kopalnią rudy żelaza pod Częstochową. Była jak kopalnia matka.
Widok z hałdy na Klasztor Jasnogórski.
Tata jeździł do pracy rowerem. Teraz ja też kręcę rowerkiem do swojej.
Hałda od strony zachodniej - mniej zadrzewiona.
Wydeptane i wyjeżdżone wyboiste, kręte ścieżki prowadzące na szczyt hałdy to świetne miejsce do trenowania MTB. Wszędzie napotykam rude, ciężkie kamienie będące wydobywaną tu rudą żelaza.
Górnicy rozpoznawali bryły rudy po ich ciężarze. To co było lekkie to był maras czyli skała płonna i szło na hałdy. To co było ciężkie czyli ruda trafiało na koleby i jechało do huty.
Górnik przodowy miał płacone od ilości wydobytej rudy. 90% tego zarabiał maszynista podstawiający w chodniku wózki na rudę i wywożący je pod szyb wydobywczy pod ziemią. To on przeważnie narzucał tempo pracy w trosce o swoją wypłatę.
Ale wróćmy na powierzchnię. Po przeczesaniu hałdy, której zbocza częściowo porośnięte są drzewami a z której widok na okolice wspaniały kieruję się ku budynkom pokopalnianym w większości przejętym i adoptowanym przez różne firmy.
Nadszybie kopalni Barbara.
Podstacja trzyma się dzielnie chociaż
odcięto dawno prąd.
Trudno gdziekolwiek zajrzeć bo ogrodzone i zamknięte ale ja jeszcze tu wrócę. Na razie to tylko zwiad.
Czas pomyśleć o zawodach. Banan i torebka brązowego ryżu z wiśniowym jogurtem zjedzone nad strumykiem i śmigam do Huty Starej B na zawody. Bratnia dusza przywozi mi samochodem buty i kije. To te same kije, które niosły mnie na pudło w Gaszynie. Śmigane co prawda ale odkupione, już moje. Jednoczęściowe, ultra lekkie z wypinanymi rękawicami a przede wszystkim z ostrymi końcówkami widiowymi. Dziś połowa trasy prowadzi asfaltem i betonem więc będzie się na czym odpychać.
Na starcie czołówka okolicznych napieraczy. Widać, że i oni myślą o dobrym wyniku w całym Pucharze.
Wierzę, że nowy sprzęt i wola walki przyniosą efekt na dwóch trzykilometrowych pętlach.
Trzymam się czołówki, podpatruję kapitalny, lekki, spokojny ale jakże efektywny krok najlepszego kijarza z Podkowy Janów. Nauka, nauka i jeszcze raz nauka a przyjdą efekty. Na drugim okrążeniu umacniam się na ósmym miejscu. Czyli nie jest źle ale nie najgorzej jest.
Zaczynamy drugie okrążenie.
Czołówka trochę odjechała a za plecami ktoś raz z lewej, raz z prawej próbuje mnie minąć. Dwa kilometry do mety. Oj nie obronię się przed ponawianymi atakami. Nagle stukot kijów, który zawsze denerwował mnie staje się moim sprzymierzeńcem. Oceniam, że jeśli tylko nie będę wolniej stukał od rywala to nie przegoni mnie. Stuk w stuk przez prawie dwa kilometry. Koszmar ale jakże skuteczny. Czy wytrzymam. 400 m do mety. Wpadamy na dwudziesto metrowy odcinek kostki przy szkole. Muzyka, kibice. Mocne wbicie prawego kija i…
Zdjęcie zrobione po odnalezieniu końcówki.
Widia zostaje we fudze między kostkami. Moment zawahania czy zatrzymać się i podnieść widię czy napierać bez niej. Zwycięża to drugie. Obrona miejsca do końca. Gorzej na stadionie. Tu 200 m po trawie więc nie słychać stukotu rywala. Sadzę więc na maxa starając się zachować poprzedni rytm. Ostatni zakręt i 40 m prostej. Rywal odpuszcza.
Pierwszy w kategorii
siódmy w open (jeden z czołówki złapał minutę kary).
Tylko 56 sekund za zwycięzcą na dystansie 6 km.
Plan dobrze wykonany. Przesunąłem się z 12 na 8 miejsce w open po 2 biegach.
Teraz Janów zaprasza na trzecią rundę 16 czerwca.
Dobra duszyczka zabiera sprzęt i trofea do domu.
Losowanie przynosi kije treckingowe do łażenia po górach.
Jeszcze tylko 15 km kręcenia i ful na dzisiaj.
komentarze
Ale widzę na zdjęciu znajomą twarz z Gaszyna.
A co do kopalni: to nie raz przejeżdżam na Śląsku przez te już dawno pozamykane kopalnie i myślę ile z nich dawnej świetności zostało??? Teraz straszą :-(
Nieodmiennie podziwiam. Naśladować nie czuję się na siłach.