krzara prowadzi tutaj blog rowerowy

krzara

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2010

Dystans całkowity:619.00 km (w terenie 26.00 km; 4.20%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:47.62 km
Więcej statystyk

Idiota w mokrych skarpetkach

Niedziela, 14 marca 2010 | dodano: 14.03.2010


autor w momrych skarpetkach

Chlupanie w SPDach po kilkunastu kilometrach jazdy w warunkach zbliżonych do zimowych nie wróżyło nic dobrego a już na pewno nie bicia rekordów. No chyba że rekordów głupoty. Jako niepoprawny optymista dałem się wrobić żelaznej anwi w niedzielny pasztet. A zapewniała, że o wyjeździe zadecyduje rano pogoda. No cóż, trafił swój na swego. Team idiotów. Ocena miarodajnej pogody była tendencyjna i zbyt optymistyczna.
Zgodzę się co do jednego. Potrzebowałem rześkiego powietrza, jako że po wieczornej, rodzinnej imprezie tylko podanie dużej ilości tlenu i wszelki skuteczny sposób wypocenia toksyn mogły przywrócić mi radość wolnego dnia. Na wszelki wypadek, tak aby za wcześnie nie poddać się kuracji, zastrzegłem sobie nietykalność do godziny ósmej. W ten sposób mogłem cokolwiek odespać i miałem czas na łagodne spionowanie się. Ileż radości sprawił mi sms od Anwi o 8:21 „Przejaśnia się. Pora wsiąść na rower. 9:30.” I nie chodziło tu bynajmniej o optymistyczną prognozę pogody ale o ten półgodzinny bonus. Wszak mieliśmy wystartować o 9:00. Ładnie to zrobiła.
Nie targowałem się o zwiększenie bonusu gdyż odczytane to byłoby jako wymiękanie. Pozostało ewentualnie negocjować ale już w czasie jazdy, długość wycieczki. Jak się później okazało nie było to trudne bo i Ona w miarę szybko poczuła wodę w butach i przywdziała pięknego borsuczka na kurtce i spodniach zrobionego przez mijające samochody. Trudno mieć pretensję do kierowców bo omijanie kałuż było niemożliwe. „Mają czego chcieli” zdało się słyszeć z ich strony.
W tak brzydkich okolicznościach, aby nie popaść w deprechę (a w butach cały czas chlupie i palce nóg kostnieją) wymyśliłem sobie, że może mnie uratować tylko stymulacja pozytywna.
Zaczynam szukać piękna w brzydocie, w ruinie, w beznadziei by nie powiedzieć w cierpieniu.
Moja ambicja sięgała dalej niż fotografowanie brei i kałuż na asfalcie czy zachlapanego stroju. Motyw pojawił się w miarę szybko gdyż przejeżdżaliśmy przez biedne, podupadłe wioski. Stare, drewniane, niestety jeszcze niejednokrotnie zamieszkałe chaty. Pojawiały się jak na castingu i wspaniale pozowały.


Chata pierwsza - widok z ulicy


Chata druga - widok z ogrodu

Już roztaczałem wizje, że nacykam ich kilkanaście.
Niestety kosztowało mnie to kolejnymi wyziębieniami i gonieniem Anwi. Do dupy (jakby powiedział mój syn, który łaje mnie zawsze za brzydkie słowa) z takim fotografowaniem, i z taką jazdą. I to w dodatku nieswoim aparatem. Skończyło się na trzech chatach w tym jedna nie wyszła.
Byłem zdesperowany do tego stopnia, że w Janowie, na 42 kilometrze (chyba sprawka mojego osobistego anioła) kupiłem za 3,99zł w sklepie (jak dobrze, że nie wprowadzili zakazu handlu w niedziele) skarpetki.
Przy kasie odliczyłem dodatkowo cztery foliowe reklamówki, po dwie na nogę i znowu powiało ciepłym, niepoprawnym optymizmem. Chyba wytrzymam do domu.
Rowerzysto!
Ważne jest picie w bidonie, ważne jest wygodne siodełko. Ale pomyśl przed jakimś tam "idiotycznym" wyjazdem czy nie zabrać zapasowych skarpetek. Nie licz na sklep. Twój anioł może przegapić sprawę.

PS
Anwi, dzięki Tobie wyszła kolejna, fajna niedziela.



VI LO (13) - po Biegu Piastów

Poniedziałek, 8 marca 2010 | dodano: 08.03.2010

Zimno. Mroźno. Ciemno. Późno. Nie rowerowo. Mimo to jadę z medalem w plecaku na zajęcia Klubu Ludzi Aktywnych "Zabiegani". Przyjęto mnie prawie jak Justysię powracającą z Vancouver. No i rozgadałem się w szatni. Bo to nie była Polarna wyprawa zuchów a królewski dystans 50km Biegu Piastów.
Wywalczyłem 807 miejsce. W ubiegłym roku było 1010. Jest dobrze.

moje relacje z Biegu Piastów
PS
Sorry, że tak mało o rowerze.


Startowa Polana Maliszewskiego


najlepsi - pierwsza dwusetka na żółtych numerach


kolejne sektory (nr 201 do 2000) na chwilę przed startem


na trasie


miło mijać niższe numery


i trochę odpocząć na zjazdach


upragniona, kolorowa meta



VI LO (12)

Poniedziałek, 1 marca 2010 | dodano: 01.03.2010

Nareszcie niezimowa jazda. Trochę utrudnia jazdę pozimowy piach zalegający na ścieżkach rowerowych.
Przedwczoraj startowałem w ZiMNaRze (Zimowy Maraton Na Raty) w Lublińcu. Ideą tych zawodów jest pokonanie zimą 42,125 km podczas siedmiu kolejnych sobót. Czyli 6cio kilometrowych dystansów. Zaliczyłem symbolicznie tylko ostatni. A więc na sali było o czym pogadać. A kumple biegają świetnie. Ja nienawidzę biegania. To że biegam i to całkiem często, to czysty masohizm.