krzara prowadzi tutaj blog rowerowy

krzara

Zabawa w speleologów - Jaskinie: Z Kominem, Jasna, Zegar, Psia.

Niedziela, 26 czerwca 2011 | dodano: 28.06.2011

Złocisty izotonik znika pomalutku z wysokich szklanic mających logo żywca. Musi starczyć na bitą godzinę czekania na pociąg do Częstochowy. Przyklejona do dworca w Zawierciu, całkiem schludna restauracja La Stazione przygarnęła nas użyczając swojego ciepła. Do domów zjedziemy dopiero przed północą . Rowery na widoku przed wejściem a my, dwie upaprane sieroty, rowerowe grotołajzy w kąciku lokalu by nie wyproszono nas z racji niezbyt stosownego wyglądu. Taka mieszanka robotnika budowlanego z zajechanym rowerzystą. Co rusz opuszczam powieki i popadam w jurajską melancholię odtwarzając sceny z dzisiejszego, jakże bogatego wyjazdu.
Zaliczyć jedną jaskinię, no góra dwie to rozumiem ale cztery to lekkie przegięcie.
Mętlik w głowie. Według jakiego klucza zapamiętać każdą? Sam otwór mimo, że charakterystyczny to za mało. Wyciągam odrysowane z ekranu kompa plany dzisiejszych jaskiń i próbuję zapamiętać układ korytarzy. Z Kominem, Jasna, Zegar, Psia, Na Biśniku…
Pierwszą, Z Kominem namierzyliśmy u podnóża drugiego ostańca za ruinami średniowiecznej strażnicy w Ryczowie.



Kierunek obrałem całkiem dobry natomiast wypatrzenie wąskiej szczeliny otworu ukrytego za załomem skalnym to już sukces anwi.



Opis mówi, że jest to jaskinia z ciasnymi, niskimi korytarzami. I tak było. Po kilkunastu metrach, na dzień dobry, chyba najciaśniejszy zacisk z tych co robiłem.

Kask musiałem sobie darować bo przeszkadzał. Wielkość zacisku równa się dwóm rozłożonym dłoniom.



Centymetr po centymetrze wciskam się w korytarz, głową na bok, ze skręconymi barkami i jedną ręką do przodu. Co chwila odpoczywam. Byle do szerszej komory kończącej korytarz. Na pewno tam da się zawrócić.
Jak się wlazło to musiało się i wyleźć.



Korytarz prawy nieco wyższy, miejscami do zrobienia na czworaka i tu towarzyszy mi anwi.


Często w jaskiniach mała kolumna służy za uchwyt.

Kierujemy się do charakterystycznego dla tej jaskini komina wznoszącego się na końcu korytarza. Cały czas czujemy przeciąg potwierdzający istnienie otworu przed nami. Jest i on, wysoki komin na 10m z wąską szczeliną na górze (nie do przebycia).



Jaskinia w miarę sucha z naciekami w kominie i jego najbliższym otoczeniu.
Jaskinia zaliczona. Dała popalić.



Pytające spojrzenie kelnerki mówi wszystko. Kolejny łyk złocistego izotoniku i cicha wymiana kilku zdań z anwi. Tę jaskinię będziemy pamiętać jako pełzanie na brzuchu lub na plecach z ambitnym dotarciem do komina.

Druga jaskinia dla odmiany to gigant. Mam na myśli Jaskinię Jasną w Skałach Zegarowych.
Dojechaliśmy do nich moim ulubionym czerwonym rowerowym. Leży na oznaczonym Szlaku Jaskiniowym. Olbrzymia sala z otworem na wylot góry, podparta na środku skalnym filarem.

Robi wrażenie swoją potęgą. Kilku alpinistów trenuje elementy wspinaczki nawet w jej wnętrzu.


Z ciekawością słuchają moich jaskiniowych przygód. Wprawdzie skromnych ale jaskiń to mi chyba zazdroszczą.


Kolejni, elegancko ubrani goście zawitali do lokalu. Trzy zgrabne kelnerki obsługują klientów. Wsuwam nogi z ubłoconymi butami głębiej pod stolik i po łyczku izotonika. Można było zostać w ogródku przed wejściem ale tu tak cieplutko. Zamykam oczy i przywołuję otwór i korytarze kolejnej jaskini. To Jaskinia Zegar.

No, ta jest wyjątkowa. Nie mieliśmy jej w planach bo pisali, że jest okratowana. Jakie miłe zaskoczenie! W kracie przepiłowano pręty i można do niej zajrzeć.

Ale zajrzeć to za mało. Być w Rzymie i papieża nie widzieć? To byłaby pierwsza jaskinia robiona bez znajomości planu. Idziesz a właściwie czołgasz się nie wiedząc co przed tobą. Od obszernej komory znajdującej się kilka metrów za kratą odchodzą dwa korytarze: w lewo i w prawo. Zaczynamy od lewego z łatwiejszym podejściem. Metr po metrze czołgając się brniemy w nieznane. Przekrój korytarza cały czas bardzo podobny. Szeroki na bary rosłego mężczyzny, wysoki na 40cm. Podłoże namulone, ubite, gładkie, sprzyjające pełzaniu. Kilka zakrętów i nagle światełko od wąskiej szczeliny na przodzie. Ta szczelina to jak się później okaże, drugi, chudy otwór jaskini, prawdopodobnie celowo zaklinowany głazami by uniemożliwić wejście. Ten otwór namierzymy później na zewnątrz. Powrót do dużej,20-metrowej komory z lejem utworzonym wskutek wybrania namuliska (do użyźniania okolicznych pól). Wspinając się po śliskim leju wchodzimy w drugi, krótszy i ślepy korytarz. Po powrocie do domu obejrzałem plan jaskini. Nie zauważyliśmy (może anioł nad nami czuwał), najciaśniejszego, środkowego korytarza z trzecim otworem i trzema bardzo trudnymi zaciskami. U wyjścia z jaskini pamiątkowa fotka z kratą.


Może coś państwu podać?
Dzięki, mamy zaraz pociąg.
Zaraz nie zaraz bo jeszcze z pół godzinki i zostajemy przy złocistym izotoniku. Kask i okulary na stoliku, plecaki pod stolikiem. Na pewno zapowiedzą nasz pociąg.
Iwonka wmawia mi, że zaliczyłem dodatkową jaskinię, którą nazwaliśmy liściastą. Szukając otworów wcisnąłem się kilka metrów w lisią jamę wyściełaną uschniętymi liśćmi.



Mógłbym brnąć jeszcze dalej ale nie ryzykowałem. Do zrobienia mieliśmy jeszcze Jaskinię Psią z ciekawie usytuowanym otworem w ścianie skalnej na wysokości 1 metra. Tu pieszy, typowy turysta nie zagląda. Samo namierzenie otworu jest bardzo proste. Leży przy uczęszczanej ścieżce prowadzącej na szczyt Biśnika.


Jaskinię tworzy meandrujący, wąski ale wysoki korytarz. W części przedniej jest on pocięty głębokimi szczelinami co przy mokrych kamieniach stwarza trochę trudności.



Podziwiam anwi, która dzielnie z odrobiną mojej asekuracji pokonuje wszystkie przeszkody i tytła się w błocie. Wychodząc z jaskini spotykamy pięcioosobową rodzinkę, której proponuję pokazanie pierwszych, łatwych partii jaskini. Są zachwyceni. Mieszkają 2 km od tego miejsca, wielokrotnie przechodzili obok otworu ale nigdy nie zaglądali do wnętrza. Jest i fotka, którą wyślę im mailem na pamiątkę.


Szklanice puste. Pięć minut do przyjazdu pociągu. Złocisty izotonik pomógł utrwalić dzisiejsze wrażenia. Ale tu trzeba wrócić. Pozostały jeszcze jaskinie…




komentarze
Kulisty
| 16:12 poniedziałek, 4 lipca 2011 | linkuj Rower biegi rolki jaskinie czy cos jeszcze pominalem? A jakas wspinaczka skalkowa sie nie przyplatala? Chyle czola bardzo nisko ku ziemi.
Yacek
| 07:59 piątek, 1 lipca 2011 | linkuj Że też jeszcze chcą Cię wpuszczać do tych wszystkich barów, restauracji, ...
shem
| 10:55 czwartek, 30 czerwca 2011 | linkuj Chyba nie ma jaskini, do której byś nie wszedł, nawet jeśli jest wielkości lisiej nory ;-)
krzara
| 18:11 środa, 29 czerwca 2011 | linkuj funio - aż takim kogutem to ja nie jestem.
marusia - na szczęście nie dopadły mnie klaustrofobia ani lęk przestrzeni.
Za to dopadła mnie choroba lokomocji. Oczywiście za wyjątkiem roweru.
robd - zgadzam się tylko z tym, że określenie wszechstronny trzeba przy mnie pisać w cudzysłowie.
Kajman - to jeszcze pierwszy rok przedszkola.
Elu - nie godzien jestem śpiewać tej pieśni w gronie grotołazów ale w naszym - z przyjemnością. Miałem okazję wspinać się raz na linie w kominie na adventurze.
niradhara
| 16:56 środa, 29 czerwca 2011 | linkuj Skoro Twoja pasja zdobywania jaskiń tak dynamicznie się rozwija, to jak następnym razem przyjedziesz do nas na ognisko, nauczę Cię pięknej pieśni zaczynającej się od słów "Wisiałem raz w kominie na lekko zgniłej linie...", śpiewanej przez grotołazów w cudownych latach siedemdziesiątych :)
Kajman
| 07:18 środa, 29 czerwca 2011 | linkuj Widzę, że nowa pasja się rozwija na całego:)
robd
| 22:38 wtorek, 28 czerwca 2011 | linkuj Brakuje mi słów na to jaki jesteś "wszechstronny".
Aż boję się pomyśleć, co jeszcze przeczytam na Twoim blogu ;) Pozdrawiam
marusia
| 21:00 wtorek, 28 czerwca 2011 | linkuj Podziwiam za odwagę w przeciskaniu się przez te "zaciski". Toż to klaustrofobii można się nabawić ;)
funio
| 20:39 wtorek, 28 czerwca 2011 | linkuj Nie przepuścisz żadnej dziurze!:))
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa arzyl
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]