krzara prowadzi tutaj blog rowerowy

krzara

Po XXXV Biegu Piastów .

  • DST 61.00km
  • Teren 20.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 marca 2011 | dodano: 11.03.2011

Niedziela. Wolno pomykam łyżwą w kierunku schroniska na Orlu. Cały czas myślę o wczorajszej, czterogodzinnej walce tu na trasach Jakuszyc w cudownej scenerii Gór Izerskich. Rano o siódmej wybiegłem na półtoragodzinną, górską zaprawę. Teraz dwie godzinki biegówek (trenowanie łyżwy). Szukam swojego miejsca w szeregu. Radość uskrzydla i na pewno pozwoli szybciej zregenerować siły. Dzisiaj, luz-blues.
Mija mnie dwóch kapitalnie usprzętowionych i kolorowo ubranych rowerzystów. Na pewno chłopaki z Bikestats`u. Niecodzienny widok. Śmigają obok narciarzy. Ubity śnieg, szeroka trasa, nic tylko opony z kolcami i na wyprzódki z narciarzami. Zazdroszczę.











i meta!


Pokusiłem się o małą relację z biegu

Trudne chwile numeru 821 - XXXV Bieg Piastów

Trzy zadania postawiłem sobie przed czwartym już startem w Biegu Piastów.
Po pierwsze - nie szarżować i szczęśliwie ukończyć bieg, wiedząc, że przez cztery godziny napierania można nieźle narozrabiać.
Po drugie - wywalczyć bliższy, czwarty sektor startowy na 2012 rok. Startowałem z nr 821 a więc z piątego sektora dla nr 800 – 1000. Każdy sektor liczył po 200 zawodników i wypuszczany był co minutę. Generalnie numery startowe przydzielane są na podstawie wyniku osiągniętego w roku poprzednim. Niższy nr startowy nobilituje każdego zawodnika i stwarza mu bardziej komfortowe warunki walki na trasie. Nie trzeba przebijać się przez słabszych zawodników a i tory są mniej zjechane.
No i po trzecie (póki co) - nie dać się wyprzedzić żadnemu z Zabieganych. Mają do tego prawo na wszystkich biegach ”z buta” ale jeszcze nie na biegówkach. W końcu i ja muszę co jakiś czas dojść do głosu wśród Zabieganych a nie tylko utalentowana młodzież i urodzeni biegacze.
To ostatnie, honorowe zadanie było o tyle ułatwione, że na 50 CL zdecydował się jeszcze tylko jeden Zabiegany – Mateusz ale i on był potencjalnym zagrożeniem jako że startował czwarty raz i w ubiegłym roku zrobił dobry wynik na 26 CL.
Tak zmotywowany dopieszczałem wieczorem, dzień przed startem, przez ponad dwie godziny swoje ukochane ale niestety spracowane Madshus`y. Jako jedyne w mojej stajni, choć z dobrej półki, zasłużyły już na emeryturę. Cztery sezony treningów i startów, niejednokrotnie porysowane i stępione od płużenia i jazdy po oblodzonych torach to najwyższy czas by pomyśleć o godnych następcach, choćby Fischerach XC. Póki co stanęły w torach XXXV Biegu Piastów na Polanie Jakuszyckiej by nieść bezpiecznie swojego pana nie po laury, nie po nagrody ale wykonać postawione zadania i ku chwilom euforii rodzącej się spontanicznie po 50 kilometrach, pod bramką „META”.
Dzisiaj, wracam jednak myślami do tych najtrudniejszych chwil na trasie gdy przez moment przelatuje przez głowę myśl „to już jest koniec”. Długo nie trzeba było czekać. Tuż po starcie, na pierwszym kilometrze, za strzelnicą biatlonową spotyka mnie niecodzienna przygoda. Szykujemy się do zakrętu w lewo. Przede mną, po lewej mam gościa, który niefortunnie wbija kijek w mój tor. Wjeżdżam lewą nartą w kółko talerzyka jego kijka. Po wiązania. Gość tańczy próbując złapać równowagę przy zablokowanym przez moją nartę kijku. Być może brak jeszcze zmęczenia pomaga mi w utrzymaniu równowagi, w miarę szybkim wysunięciu narty z krążka i wyjściu cało z opresji i zakrętu. Gość zalicza pobocze.
Jak każdy mam nadzieję, że zbyt dużo takich niespodzianek nie będzie na trasie. Niestety, niebawem bo już na trzecim kilometrze, zjeżdżając wijącą się, oblodzoną rynną zbliżam się grupą do zakrętu, na którym leży kilka osób. Za ciasno na ominięcie. Wynosi mnie. Na szczęście kończy się na przejechaniu czyichś nart i małym balecie. Za sobą słyszę krzyki i przekleństwa. Trasę znam więc pocieszam się, że dalej będzie spokojniej i kolejna pętelka do schroniska na Orlu, kilkakrotnie objechana na treningach da wytchnienie. Tabliczka z ósmym kilometrem. Szeroka trasa. Dobra prędkość. Zjazd z zakrętem w prawo pod kątem 90 stopni. I znowu widzę kilku leżących skotłowanych zawodników, którzy nie zebrali zakrętu i leżą w zaspie. Biorę poprawkę na nich i wchodzę środkiem w zakręt. Nagle ktoś jadący z mojej prawej strony, po wewnętrznej podcina mnie i dokłada do leżącej trójki. Jestem na wierzchu kupy zawodników więc pierwszy wstaję i ruszam. W tym momencie najeżdża na mnie kolejny zawodnik, wali w plecy i dokłada mnie do leżącej innej dwójki. Panowie, wystarczy! Kolejna gleba, kolejne odrabianie strat. Teraz kilkukilometrowy podbieg. Podbiegi maja ten plus, że są bezpieczne. Narty świetnie trzymają. Cieszę się, że trafiłem ze smarami. Niektórzy przechodzą na jodełkę , mnie trzyma na wprost. Myślę o kolejnej, zbliżającej się pętli na Krogulcu. Moja ulubiona pętelka. Znam ją na pamięć. Z fajnym, lewym zakrętem. Ale cóż, woda sodowa uderza do głowy. Szybki zjazd, przede mną dziewczyna szerokim pługiem tarasuje trasę. Krzyczę „prawa wolna”. Dziewczyna puszcza mnie z prawej więc wchodzę w zakręt ale ten mój pług jest wąziutki a ranty tępe. Jak idiota wyprzedzam na zakręcie. Na szczęście po zewnętrznej więc tylko sam ładuję się w zaspę przed drzewem nie stwarzając zagrożenia dla innych. Zahaczyłem czubkiem narty o stertę narzuconego śniegu. Leżę bez ruchu ze skrzyżowanymi nartami tak aby nadjeżdżający nie zahaczyli o moje narty. Kątem oka widzę jak kilkunastu a może kilkudziesięciu zawodników mija mnie i czuję, że utopiłem w tej zaspie na własne życzenie dobry wynik. Prawa narta wykręcona o 180 stopni, but wykrzywiony w wiązaniu w nienaturalny sposób. To już jest koniec. Na pewno poszło wiązanie. W przerwie między kolejną grupą nadjeżdżających zawodników z trudem pionuję się. Czuję jak but lata w wiązaniu. Znowu przeleciało „to już jest koniec”. Nawet myślę jak zejść z trasy. Wściekłość. Podobną sytuację miałem dwa lata temu i wtedy wiązania wytrzymały. Więc może i teraz da się dalej jechać? Pomału ruszam obserwując wiązanie. Modlę się aby wytrzymało. I znów walczymy. Czy uda się chociaż częściowo odrobić straty? Jest wytrzymałość, jest wola walki. Mijam zawodników z niższymi numerami więc może się uda. Rezygnuję z dwóch bufetów i już kilka pozycji do przodu. Szybka żelka i napieramy. Wreszcie wykorzystuję pchanie, jednokrok, dwukrok. To daje większą szybkość od typowego biegania. Zjeżdżamy Dolnym Duktem Końskim na Polanę Jakuszycką. Tam już rozpoczęła się ceremonia dekoracji. No cóż najlepsi przybiegli przeszło półtorej godziny przede mną. Słychać jak cała polana świętuje ale i gromkimi brawami przyjmuje kolejnych, wpadających zawodników. Ostatnia prosta. Tu dajesz z siebie wszystko.

Numer startowy: 821
Zajęte miejsce: 778
Czas: 4:06:26
Ukończyło: 1509

Wróciłem. Start udany choć mogło być lepiej. Od poniedziałku przesiadłem się na rower. I znowu do pracy, na salę, na saunę. Nuda? Chyba nie?




komentarze
Yacek
| 20:16 sobota, 12 marca 2011 | linkuj Czytałem już wcześniej Twój wpis Krzysiu na forum zabieganych. Bardzo fajnie to robisz! A co do mojego udziału w Biegu Piastów w przyszłym roku to nie skuszę się. Nie mam zacięcia sportowego jak Ty. Ot, lubię sobie pobiegać ale rywalizować mi się nie chce. Pozdro i gratuluję wyniku!
alistar
| 17:16 sobota, 12 marca 2011 | linkuj :)
Kolejny dobry tydzień :)
PRZEMO2
| 09:08 sobota, 12 marca 2011 | linkuj Super relacja z biegu oczywiście gratuluję kondycji byle by dopisała podczas TO ale innego scenariusza patrząc na twoje dokonanie nie biorę pod uwagę:)
anwi
| 08:22 sobota, 12 marca 2011 | linkuj Relacja z biegu bardzo fajna. Może tylko niezbyt jasno napisałeś, skąd te kilometry się wzięły. Ktoś pomyśli, że wpisujesz to, co przebiegłeś na nartach.
poisonek
| 05:58 sobota, 12 marca 2011 | linkuj Daj mi Boże, żebym ja tak za tych dobrych kilka lat zawstydzał młodziaków swoimi aktywnymi pasjami. Krzara = Terminator...
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ezapa
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]