krzara prowadzi tutaj blog rowerowy

krzara

Letnia zbiórka złomu

Niedziela, 30 sierpnia 2009 | dodano: 30.08.2009

Uzbierało się tego ze trzy kilogramy. Ten dzisiejszy waży ok. 0,5 kg. Jest najcięższy i najbrzydszy z mojej małej, prywatnej kolekcji sportowych trofeów. Niestety nie jest wykonany z kolorowego metalu lecz z żeliwa pokolorowanego na zielono (cena skupu 0,54 PLN/kg). " title="Zielony brzydal" width="600" height="562" />

Zielony brzydal © anwi
Jego bezcenna wartość to rekordowy ciężar, wyjątkowa brzydota i moc przywracania wspomnień o super imprezach biegowych organizowanych przez Jacka Chudego w miasteczku biegaczy – Blachowni. Tu rozpoczynałem dwa lata temu swoją przygodę z długodystansowymi biegami. Chcąc pogodzić moje dwie sportowe miłości rower i biegi dojeżdżam na zawody rowerkiem a gdy już medal ląduje w plecaku, wracam okrężnymi drogami do domku.
Tym razem druga część dziennej wycieczki rowerowej to obranie kursu na Mokrą (25 km na północ od Blachowni) i próba obejrzenia na jej polach rekonstrukcji pierwszej bitwy II wojny światowej.
Wracając do biegu (rowerki zaparkowane na płycie stadionu), stoczyłem niezapomnianą, pasjonującą walkę od pierwszego km aż do mety z moim rywalem Jureczkiem. Przez 7km wyprzedzaliśmy się nawzajem. Przed metą odparł mój atak i wbiegłem tuż za nim.
Znając już swoje miejsce w jesiennej Ósemce (była życiówka, czas o 1min i 12sek lepszy od wiosennej Ósemki)," title="Wywalczę zielony medal" width="600" height="410" />
Wywalczę zielony medal © anwi
posiliwszy się imprezowym żurkiem, ochłonąwszy, pogadawszy ze spotkanymi przyjaciółmi w tym z roczną, uroczą Marysią Rufusa, teściami szwagra, zgrają zabieganych (musiałem podpisać cyrograf – cholery zapisali mnie na maraton do Wawy), półrodzinką Orłów, odwiecznym rywalem na biegach i biegówkach - Jurkiem," title="To była wspaniała walka" width="600" height="480" />
To była wspaniała walka © anwi
trzecią żoną twardziela Jaśka z Blachowni, sportowym weteranem Wisełką (ale nie w stanie spoczynku), Przemkiem specem od rowerów i biegówek, Włodkiem z Olimpusa, Pawłem trójkołowcem, ……ruszyłem z nieprawdopodobnie cierpliwą anwi do Mokrej. Byliśmy umówieni w Mokrej z grupą znajomych baikrów a ja opóźniałem wyjazd z Blachowni bo czekałem do ostatka imprezy na losowanie dwóch żółtych rowerów. Tym razem jednak jeszcze nie wygrałem.<img alt="" src="" title="Kurde, chciałem ten żółty rower" width="600" height="432" />
Kurde, chciałem ten żółty rower © anwi

Po godzinie dziarskiego kręcenia wpadamy do zatłoczonej Mokrej (jak dobrze że na rowerkach) i wtapiamy się w nieprzebrany tłum gapiów, który od 15 minut obserwuje ruchy wojsk na polach." title="Docieramy do Mokrej" width="600" height="404" />
Docieramy do Mokrej © anwi

Słyszałem prawie wszystko bo z głośników leciały taśmy z nagraniami wystrzałów, wybuchów, rżenia koni. Widziałem prawie nic bo nie podjąłem próby przebicia się przez szpalery widzów i skupiłem się na pilnowaniu rowerów. Nawet tego nie żałuję bo nie dostałem rozdwojenia jaźni. Podano że pomyłkowo nastąpiło 35cio minutowe przesunięcie odtwarzania dźwięku z taśmy w stosunku do pozorowanych ruchów wojsk walczących. Łatwiej mi też było przeżyć jedyne co widziałem a mianowicie zapowiedziany przelot samolotu. Na niebie to go wypatrzyłem ale niestety zamiast oczekiwanego jakiegoś historycznego kukuruźnika czy myśliwca PZL-11c, nadleciał niziutko, nowoczesny, malutki zlin, który widocznie pomylił pokazy bo w tym samym dniu odbywały się pokazy lotnicze w Radomiu. Polatał nad polem bitwy, nad głowami gapiów i zepsuł poważny nastrój bitwy.
Nadleciał nad pole bitwy © anwi

Reasumując: można a nawet trzeba wytykać błędy organizacyjne ale z równą mocą wypada popierać i ten rodzaj ożywienia bolesnej historii narodu polskiego. Bo ogólnie nie znamy jej, nawet tu gdzie mieszkamy i gdzie robimy niedzielne rowerowe wycieczki.
Gdy umilkły karabiny i armatki ułanów Wołyńskiej Brygady Kawalerii dowodzonej przez płk. Juliana Filipowicza, gdy wycofały się niemieckie czołgi 4. Dywizji Pancernej gen. Georga-Hansa Reinhardta, gdy opadł kurz od wybuchów a na koniec przedefilowały walczące armie, utworzyliśmy siedmioosobową grupkę i terenem wracaliśmy do Czewy.
Oj bogaty dzionek, walka na różnych frontach. Ale do północy jeszcze daleko. O 21:00 czekała mnie zajefajna sauna. Tylko czym tu się pocić. Bieg, słoneczko i rowerek zdrowo mnie już wypociły i rozmagnezowały. Pozostało więc powalczyć z żarem sauny co uwielbiam. A polewaliśmy ostro. Nagrzany, wracając z Rufusem rowerkami nie czuję chłodu północy a łyknięta na dobranoc garść tabletek Mg prawdopodobnie uratuje moje mięśnie nóg od skurczów.




komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa wstar
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]