Zabawa w speleologów - Jaskinia Ludwinowska
-
DST
91.00km
-
Teren
32.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ludwinów. Napotkany miejscowy chłopiec wskazuje wzgórze gdzie należy szukać jaskini.
Podpowiedź okazuje się bezcenna. Zaoszczędzi nam to sporo czasu. Rozległe wzgórze porośnięte drzewami i krzewami. Ścieżki zatarasowane pochylonymi i powalonymi drzewami po zeszłorocznym katakliźmie. Pokonujemy kłębowisko wszechobecnej leszczyny, co rusz zaplątując się w pędy jeżyn i hacząc o kolczaste, bezlistne krzewy. Iwona zostawia rower w połowie drogi, ja pcham się dalej pod górkę z rowerem. Po kilometrze napierania bezbłędnie trafiamy pod otwór jaskini.
Jaskinia Ludwinowska - plan
Mamy jak zwykle odrysowany plan jaskini. Małe przygotowania do wejścia i zanurzamy się w jej korytarze. Po kilkunasty metrach znajdujemy się u podnóża komina, najbardziej charakterystycznego elementu tej jaskini. Komin z wylotem do nieba robi niesamowite wrażenie. A za niedługo spojrzymy w niego z góry. Dobre.
Kolej na cioranie się. Spod komina odchodzi wąski tunel do nikąd. Anwi zostaje na czatach a ja zapuszczam się wgłąb. Po kilku metrach względnego czołgania tunel zacieśnia się. Trzeba podjąć decyzję. Starczy czy pełzać dalej. Przywołuję w myślach najwęższe tunele z poprzednich jaskiń, przez które udało mi się przecisnąć. Ten na dalszym odcinku przede mną wydaje się węższy a więc trudniejszy i do tego zakręca. Mam czołówkę i dodatkową latarkę. Jest ok ale trochę zmęczyło mnie to przeciskanie. Muszę trochę odsapnąć. Nie zgadza się jedna rzecz z planem jaskini. Tunel jest w rzeczywistości dużo dłuższy niż na planie. Decyduję się wciskać dalej. Pokonuję parę metrów. Dalej jednak odpuszczam. Nie znam do końca swoich możliwości a i z powrotem trzeba powalczyć cofając się centymetr po centymetrze.
wąsko
Przechodzimy do większej, wysokiej sali. Oglądając jej sklepienie i ściany wypatrzyłem nietoperka.
Ten akurat za kryjówkę wybrał poziomą jamę w ścianie i śpi jak w łóżeczku. Czyżby odszczepieniec?
Nie mamy za dużo czasu na podziwianie jaskini. Przygotowujemy się do wyjścia małym otworem. Trzeba pokonać kilkanaście metrów niziutkiego, kamienistego korytarza. Idę pierwszy usuwając kamienie spod brzucha. I fotka na wyjście.
Teraz na górę, namierzyć wylot komina.
Schodząc z góry inną ścieżką do głównego otworu jaskini odkrywamy bardzo ciekawą bramę w skale. Drzewo pomaga w pokonaniu wysokiego progu. Nawet Anwi dała się przekonać, że jest to w stanie zrobić przy jakiejś tam asekuracji.
I to by było na tyle. Jaskinia bardzo fajna, oryginalna i chyba mało znana.
A ja z utęsknieniem wypatruję wiosny. Jeszcze tylko kochane Jakuszyce i za parę dni może nam nastać.
Już szukam pąków.
To lutowa tęsknota
Ogrzana słońcem.
(haiku - luty 2010)