Do nadwornego fotografa.
-
DST
18.00km
-
Teren
4.00km
-
Sprzęt DEMA Deor (skradziony w 2013)
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rowerkiem od rana a pod wieczór do fotografa z trofeami wczorajszego dnia.
Trzeba to uwiecznić dla potomnych a i blog ożywić.
Czasami piszę relację z zawodów na forum Zabieganych.
„…bo lubię biegać”
Kilka razy rzucił mi się w oczy ten napis na niebieskiej koszulce drobniutkiej, zgrabnej zawodniczki. Ja to bym najchętniej biegł w koszulce z napisem „…bo nienawidzę biegać”. Dzisiaj obowiązuje nas jednak dyscyplina klubowa a więc wdzianko mandarynki.
Właściwie to biegnę razem z Orzełkiem ale niebieska koszulka krąży w pobliżu. Raz z lewej, raz z prawej mija nas, wyprzedza, by znowu dać się dogonić.
Wiem, że to będzie bardzo trudny bieg dla mnie bo wczoraj wykręciłem dwusetkę na góralu a przedwczoraj zaliczyłem ostry trening mtb z synem. Nie było czasu na regenerkę. Piękne zakwasy, ból łydek i ud. Tylko patrzeć na którym kaemie dopadną mnie skurcze i boleśnie wyautuję. Jak w boksie. Do której rundy dotrwa?
Orzełek spadł mi z nieba. Raźniej mi z nim. Sapiemy sobie razem, dzielimy wodą i nawzajem podkręcamy tempo. Przed nami dobrze widoczne na długim zbiegu z Rudnik liczne mandarynki porozrzucane na całej długości peletonu biegaczy.
Na trzecim kaemie Orzełek sprawdza międzyczas. 14 min. Czyli na razie jak na nas to aż za dobrze. Nie wytrzymam tego tempa z ciężkimi i bolącymi nogami. Oj, żal mi będzie jak zaraz odpadnę od Orzełka. Na zakręcie w … gdzieś na czwartym kaemie pokazuje się bufet. Orzełek zatrzymuje się na łyka, ja biegnę dalej. I tak za chwilę mnie dogoni. Tu już nie ma tasowania się zawodników. Charty w przodzie i rozciągnięty na kilometr sznur biegaczy. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, po mojej lewej stronie, zamiast Orzełka pojawia się niebieska koszulka z Nr 47 na przodzie i z napisem „…bo lubię biegać” na plecach. Biegnie drobniejszym krokiem obok mnie. Ja sapię jak lokomotywa a ona cichutko. Wspólny kilometr a nawet dwa ośmielają mnie do głębszej współpracy. Zdobywam butelkę wody od przejeżdżającego rowerzysty i dzielę się z nią. Po następnych dwóch kaemach niebieska koszulka rewanżuje się również wodą, którą błogo obmywam spoconą twarz. Miejscowi licznie, wspaniale witają i dopingują w każdej wiosce. Cudownie, tylko moje nóżki zaraz się zbuntują. Nie przyznaję się niebieskiej koszulce do moich problemów bo a nuż wykorzysta to i przypuści atak. Jak wyautować to jak najdalej. Z utęsknieniem wypatruję wyraźnie wypisanych na asfalcie kilometrów. Jest dziewiątka, dziesiątka. Dziesiątka była w zeszłą niedzielę na 2BC a tu jeszcze 3,3. Niebieska koszulka wyraźnie mocniejsza na płaskim i zbiegach. Za to mnie dobrze idzie na podbiegach. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jedenastka, dwunastka za nami. Biegniemy ramię w ramię. Kasujemy pojedyńczych zawodników. Chyba ukończę, tylko jak to będzie z nią? Ile mi dołoży? I nagle rodzi się taktyczny plan. Przed startem Manitu pokazał nam ostatni kilometr. Długi 200m podbieg do centrum Rudnik, zakręt w lewo i zaraz w prawo po płaskim, 100m podbieg w kierunku stadionu, 100m płaskiego i 60m prosta po stadionie do mety. Gdyby tak zaatakować na przedostatnim podbiegu i poprawić na ostatnim. Na pewno nie wygram bo dogoni mnie niebieska na wyplaszczeniach ale powalczę. Po pierwszym podbiegu widzę, że plan sprawdza się. Nie oglądając się za siebie dokładam na drugim i mijam przy okazji dwóch. Na płaskim trochę puchnę ale widok bramy stadionu pozwala wykrzesać resztki sił. Czerwona grząska bieżnia. Jest dobrze. A tu nagle z prawej na finiszu wyprzedza mnie jakiś gościu. To ja tu flaki wypruwam a ty mi tu mieszasz?! Jak się nie wk…, jak nie włączę dopalacza. Łyknąłem go metr przed metą. Wspaniała, niebieska koszulka tuż za mną. Tyle fajnego dzięki niej. No to chodź do pamiątkowego zdjęcia z mandarynkami. A i czas 1:06:09 cieszy.
Mandarynki po biegu
komentarze
Kolejne gratulacje :)